wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział czwarty.

Dźwięk kolejnych sygnałów dołował ją coraz bardziej. Zawsze była niecierpliwa, szczególnie w sytuacjach podobnych do tej. Zupełnie zapomniała o umówionym spotkaniu. Nie chciała nikogo zawieść. Dużo od siebie wymagała, może nawet za dużo. Zauważyła to już parę lat temu, lecz po kilku nieudanych próbach zmienienia swojego myślenia pogodziła się z rzeczywistością. Wreszcie usłyszała męski głos.
-Tak, słucham?
-Fabian? Cześć, tu Iza. Przepraszam cię, ale zapomniałam o naszym spotkaniu. – wypowiedziała zadziwiająco swobodnie
-Jesteś aż tak zapracowana?
-Cóż, powiedzmy, że tak – odparła po chwili lekkiego zawahania
-W takim razie może pojutrze?
-Jasne, z wielką chęcią. Tym razem postaram się nie nawalić – zaśmiała się serdecznie
-Wierzę w ciebie – wtórował jej – To może o czternastej na rynku?
-Będę na pewno – wypowiedziała stanowczo
-To do zobaczenia – blondynka mogłaby przysiąc, że uśmiechnął się wypowiadając te słowa
Doskonale wiedziała, gdzie ma się stawić. Matt pokazał jej ulubione miejsca całej drużyny. Znajomość z nim zdecydowanie służyła dziewczynie. Nie pamiętała już, gdy była naprawdę smutna. Każdy dzień obfitował w wiele radosnych chwil. Co do niego czuła? Nie miała pojęcia. Kochała go? Och nie, to głupie, niemożliwe. Tylko czasami zastanawiała się nad czymś co nie dawało jej spokoju. A co jeśli oszukuje samą siebie? A on? Czy czuje to samo? Zdawało jej się, że tak, ale nigdy tego od niego nie usłyszała. Ostatnie miesiące były naprawdę niezwykłe. Nigdy nie przypuszczała, że spotka ją w życiu coś takiego. Chociaż nie lubiła rozważać, myśleć nad tym co było i co mogłoby się stać robiła to coraz częściej. Zmieniała się. Co więcej to jego zasługa. Miała wrażenie, że tamtego dnia jej życie nabrało sensu. Gdzieś na niebie pojawiła się tęcza, burza choć niezwykle gwałtowna trwała krótko. Znalazła swojego księcia na białym koniu. Zaśmiała się pod nosem i kręcąc z niedowierzaniem głową udała się w stronę sypialni. Była już naprawdę zmęczona po dniu pełnym wrażeń.
                                                                        ***
Obudził ją blask wpadającego do pokoju słońca. Przeciągnęła się i ruszyła do kuchni, by zrobić sobie coś do jedzenia. Po śniadaniu zaczęła szykować się na spotkanie. Oczywiście nie uniknęła typowego dla każdej kobiety problemu. Znowu stanęła przed szafą narzekając, że nie ma się w co ubrać. W końcu jednak zdecydowała się na letnią sukienkę i ulubione czarne szpilki. Wyszła z domu parę minut przed umówioną godziną. Na rynek miała około pięć minut drogi, więc zupełnie nie martwiła się tym, że mogłaby się spóźnić.
-Cześć – powitała znajomego mężczyznę, który już na nią czekał
- Jednak jesteś – uśmiechnął się
-Śmiałeś we mnie zwątpić?  - zachichotała
-Skądże! Jak mogłaś tak pomyśleć?
-Och, sama nie wiem – zrobiła smutną minę po czym szturchnęła go lekko w bok
-Przejdziemy się? – zaproponował nieoczekiwanie
-Jasne – uśmiechnęła się serdecznie
Spacerowali rzeszowskimi ulicami, co rusz śmiejąc się i żartując. Czuli się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze. Czas na rozmowie z Fabianem mijał blondynce równie szybko, co na rozmowie z Mattem. Była szczęśliwa. Słońce przygrzewało na zmianę z lekkim, letnim wiaterkiem, który otulał i owijał ciała przechodzących ludzi. Patrzyła na ciągle spieszących za czymś ludzi. W głębi duszy śmiała się z nich. Nie potrafili zatrzymać się choćby na chwilę i zastanowić, czy to co robią ma jakikolwiek sens. Myśleli, że nie można żyć inaczej. Chciała, żeby oni też zaczęli cieszyć się wszystkim co ich otacza.
-O czym tak zawzięcie myślisz? – spytał nagle
-O ni-niczym, to nieważne. – odpowiedziała wyrwana z przemyśleń
-Mam nadzieję, że moje towarzystwo cię nie nudzi – uśmiechnął się serdecznie w stronę nadal zamyślonej dziewczyny
-Żartujesz? Jest wspaniale! Już dawno się tak dobrze nie bawiłam.
-W takim razie myślę, że moglibyśmy to powtórzyć.
-Pewnie, jak najczęściej.
-Będziesz jutro na treningu?
-Nie wiem, wszystko zależy od dobrej woli nijakiego Matta Andersona i twojego trenera – zaśmiała się
-Cóż, uznajmy, że udzielam ci dzisiaj pozwolenia – wtórował jej
-O, nie wiedziałam, że masz taką władzę w Resovii.
-Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz – puścił jej oczko
-Nie radzę ci stosować tego tekstu, gdy chcesz poderwać jakąś dziewczynę. Nie działa, przykro mi.
-Poważnie? A myślałem, że jest doskonały. – posmutniał
-Prawda boli, co? – ledwo powstrzymywała głośny wybuch śmiechu
-Jak zazwyczaj – posłał jej smutny uśmiech
Zupełnie zapomniała o mijającym wciąż czasie. Nim się spostrzegła minęło parę ładnych godzin. Mężczyzna odprowadził ją do domu, po czym pożegnali się i każde z nich odeszło w swoją stronę.
Weszła do mieszkania i zaraz potem położyła się na kanapie. Była wykończona, jednak nie długo dano jej się cieszyć słodkimi chwilami lenistwa. Zerwał ją dzwonek do drzwi.

-Cześć, mogę wejść? – usłyszała pytanie

                                                                   ~♥~
Wymęczone, ale mamy. Wszystkim czytelnikom życzę szczęśliwego Nowego Roku :)
                                                                                                                Dżul

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział trzeci.

Blask wpadającego do pokoju słońca skutecznie go rozświetlał. Obudziła się i przetarła oczy. Miała ochotę zostać w swoim, cieplutkim łóżku cały dzień. Nie było by to niczym złym. W końcu jest sobota. Jej planom przeszkodził jednak dzwonek do drzwi. Niczym torpeda wyskoczyła z łóżka i w równie ekspresowym tempie zarzuciła na swoje ramiona szlafrok.
-Good morning – usłyszała po otwarciu
-Co jest z tobą nie tak? – wysyczała –Mamy sobotę, a ty karzesz mi wstawać o… - przerwała, by spojrzeć na kuchenny zegarek – Dziesiątej!
-Ubieraj się, za chwilę wychodzimy.
-Dlaczego myślisz, że się ciebie posłucham?
-Oh, popatrz na mnie – puścił jej oczko
-W takim razie cześć – zamknęła mu drzwi przed nosem
Po chwili usłyszała jednak pukanie, które nie dawało jej spokoju. Westchnęła głęboko i ponownie otworzyła drzwi.
-Wejdź – zaprosiła go do środka
Wysoki mężczyzna rozsiadł się na kanapie, nieustannie wykrzywiając usta w uśmiechu.
-No dobrze, wygrałeś, ale mógłbyś oszczędzić mi wyrazu triumfu na twojej twarzy.
-Nie licz na to – pokręcił głową w geście odmowy
-Ech –westchnęła – To gdzie idziemy?
-Niespodzianka, zobaczysz.
-Ostatnio była całkiem miła, więc chyba się skuszę.
Pół godziny później była już gotowa do wyjścia. Miała na sobie letnią, koralową sukienkę i czarne baleriny. Gdy mężczyzna zobaczył swą towarzyszkę zupełnie zaniemówił z wrażenia. Udało mu się wydukać tylko: „ Wow”, czym niesamowicie rozbawił dziewczynę. On – lekko urażony, ona – roześmiana, wyszli z mieszkania.
Jechali w zupełnej ciszy. Nie była ona krępująca, wręcz przeciwnie. Można było w niej wyczuć spokój, radość. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, jakby znali się od lat, a przecież minęło zaledwie dwa miesiące. No właśnie, tyle się zmieniło w życiu obojga. Nie byli już tymi samymi ludźmi. Pragnęli innych rzeczy, mieli inne marzenia, a to wszystko… to wszystko przez tamten pamiętny dzień, kiedy to spotkali się pierwszy raz.Są, według siebie, jak rodzeństwo. Lecz może to tylko złudzenie? Co jeśli wmawiają to sobie, bo boją się, że mogło połączyć ich coś więcej?
-Mógłbyś powiedzieć, gdzie jedziemy? – zapytała lekko zniecierpliwiona długą podróżą
-Przecież mówiłem, że to niespodzianka.
Starania blondynki spełzły na niczym. Jednak nie zwracała na to uwagi. Skupiła się raczej na swoim, nowym spostrzeżeniu. Mówił coraz lepiej po polsku, wypowiadał się spokojnie, bez większych przerw. Była pod wielkim wrażeniem wiedząc, jak trudny jest jej ojczysty język.
-Wszędzie jeździsz samochodem? – spytała nagle
-Słucham? – nie krył zdziwienia
-Moglibyśmy się przespacerować, zamiast stać w tym korku. Mamy piękną, słoneczną sobotę, a wdychamy spaliny.
Przez chwilę nie mówił nic, chyba myślał nad odpowiedzią. Po chwili odrzekł:
-W porządku, mała zmiana planów – nim zdążyła odpowiedzieć jechali już w zupełnie innym kierunku.
Kilka minut później znaleźli się pod nowoczesnym budynkiem, prawdopodobnie mieszkaniem mężczyzny.
-Nie dziwię się, że nie chcesz stąd wyjeżdżać – powiedziała z podziwem, ale też lekką zgryźliwością, na co on uśmiechnął się lekko
Wyszli z samochodu. Założył okulary przeciwsłoneczne, niczym aktorzy w amerykańskich filmach. Już chciała rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, ale ugryzła się w język. Nagle usłyszała dzwonek telefonu. Kiedy odebrała powitał ją męski głos.
-Cześć, masz dzisiaj chwilę? – spytał rozmówca
-Aktualnie jestem zajęta, ale później możemy się spotkać
-Świetnie, to o 17 w tej kawiarni na rogu.
-W porządku, będę – odparła, po czym rozłączyła się
-Kto to? – spytał przypatrujący się jej od dłuższego czasu Matt
-Fabian – odparła krótko i zwięźle
Mężczyzna był kolegą z drużyny Matta. Dziewczyna złapała z nim niezły kontakt, więc z chęcią zgodziła się na spotkanie.
-Wychodzicie dzisiaj razem? – kontynuował
-Tak, masz coś przeciwko? – spytała zaczepnie
-Nie – odparł, ale złość, którą w sobie tłumił była widoczna na kilometr
Może to egoistyczne i samolubne, ale blondynka poczuła się zadowolona z takiego obrotu spraw. Proszę, proszę był zazdrosny. Czyli jednak mu zależało. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła przed siebie jednocześnie pociągając swojego towarzysza za rękę. Rzuciła nawet jakiś marny dowcip, żeby rozluźnić atmosferę.
Siedzieli na ławce w parku popijając tanią oranżadę i łapiąc ostanie promyki słońca. Jeszcze jakiś czas temu nie przyszłoby jej nawet do głowy, że zaprzyjaźni się z jednym ze swoich ulubionych zawodników, że ostanie dni sierpnia będzie spędzała z nim próbując osuszać mokre od słodkich łez radości policzki. Była sobą, zupełnie i niezaprzeczalnie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Każdy moment tego dnia zostanie w jej pamięci na zawsze. Schowa je wszystkie gdzieś głęboko w swojej głowie, upchnie na samo dno którejś z szufladek, aby mieć pewność, że nikt ich nie zabierze w bardziej lub mniej bestialski sposób i gdy tylko będzie miała gorszy dzień wyciągnie jedno z nich, aby przypomnieć sobie, jak cudownie się wtedy czuła.
Słońce zachodziło za horyzont, roztaczając na niebie piękną, różowo-czerwoną poświatę, kiedy postanowili wracać. Zupełnie zapomniała o otaczającym ich świecie, miała wrażenie, że czas zatrzymał się specjalnie dla nich.
-Gdzie chciałeś mnie dzisiaj zabrać? – kolejny raz starała się wydobyć informacje od przyjaciela
- Nie mogę powiedzieć – wykrzywił usta w zadziornym uśmiechu
-Dlaczego? – spytała głosem małej dziewczynki, która chce dowiedzieć się czemu niebo jest niebieskie
Zaśmiał się serdecznie, ale nic jej nie odpowiedział. Znowu zapanowała cisza. Zachłannie łapali ostanie promyki słońca ciesząc się życiem.
                                                                                         
                   ***

-Dziękuję za dzisiejszy dzień, było niesamowicie – powiedziała, gdy stali pod jej blokiem
-Nie ma ,za co, cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się
Przez chwilę żadne z nich nie wiedziało, co zrobić. Powiedzieć coś jeszcze, czy pożegnać się? A jeżeli tak, to w jaki sposób? Wypowiedzieć zwykłe: „cześć”?
-W takim razie, do zobaczenia – powiedziała niepewnie
-Cześć – odpowiedział lekko skrępowany całą sytuacją i odszedł

Zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zdjęła niewygodne, po całym dniu chodzenia, buty i rzuciła się na kanapę, by odpocząć. Wyjęła z torebki telefon. Przerażona zobaczyła na wyświetlaczu trzy nieodebrane połączenia. „Zapomniałam!” przeszło jej przez myśl, po czym automatycznie wręcz wybrała numer, z którego do niej dzwoniono.

               ~♥~

Z opóźnieniami, ale jest. Mam nadzieję, że się spodoba :D
                                                                                                      Dżul.

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział drugi.

Minęły 3 tygodnie.  Wielki, biały gips stał się przeszłością. Życie blondynki toczyło się spokojnie, bez większych zawirowań i bez niego. Nie odezwał się. Nie przyszedł. Nie interesował się nią. Widywała go tylko, gdy oglądała mecze swojej ukochanej drużyny. Nawet się z tym pogodziła. Bo kim ona jest?
Właśnie wracała z zajęć, gdy zobaczyła go opartego o ścianę budynku, w którym mieszkała. Patrzył na nią uśmiechając się w ten swój irytujący, ale zarazem fantastyczny sposób.
-Co tu robisz? – spytała nie próbując ukryć złości w głosie
-Obiecałaś mi lekcje polskiego, więc jestem.
Zapomniała, na śmierć zapomniała o swojej obietnicy. Była na niego wściekła, ale musiała dotrzymać swojego przyrzeczenia. Nigdy nie rzucała słów na wiatr.
 Parę minut później znaleźli się w mieszkaniu dziewczyny.
-Dlaczego się nie odzywałeś? –spytała
-Nie mogłem. Większość czasu spędziłem w Paryżu i Jastrzębiu. Graliśmy tam swoje ostatnie mecze.
-Nie przygotowałam się na lekcje
-To chyba oznacza jedynkę, nie? – roześmiał się
Tak, pewnie tak. – wtórowała mu
-W takim razie muszę wymyślić ci jakąś karę
-Czekam na propozycje – uśmiechnęła się
-Nie boisz się?
-Nie mam, czego – pokazała mu język
-Jesteś niewychowana!
- I niereformowalna, a to już spory problem – powoli robiła się czerwona ze śmiechu
-Ok, mam pomysł.
-Jaki? – dziewczyna była wyraźnie zaciekawiona
-To niespodzianka – odpowiedział tajemniczo – Zabiorę cię w pewne miejsce.
-Powinnam się bać?
-Raczej tak – pokazał jej swoje białe, jak śnieg zęby
Parę minut później siedzieli już w samochodzie. W miarę pokonywanej odległości blondynka nabierała pewności, co do miejsca, w które jadą. Wreszcie zatrzymali się przy hali Podpromie. Budynek robił ogromne wrażenie, naprawdę. Był nowoczesny i spory. Chociaż nie to ciągnęło tutaj dziewczynę. Z jakiegoś powodu jej serce pokochało rzeszowską drużynę, jak żadną inną. Od tamtej pory jest jej oddana. Płacze po porażkach, cieszy się ze zwycięstw i zdziera sobie gardło, by pomóc zawodnikom. Tylko tyle i aż tyle.
-Dlaczego tu jesteśmy? – spytała
-Za chwilę mam trening. Wiem, że kibicujesz Resovii, więc pomyślałem, że zapoznam cię z chłopakami.
Oniemiała. Czyżby zaraz miała poznać swoich …idoli? W przypływie euforii rzuciła się w ramiona siatkarza. Ten tylko zaśmiał się serdecznie. Parę chwil później byli już w środku. Powili, luźno kroczyli ku pomieszczeniu, w którym miał odbyć się trening. Nie znała budynku od tej strony. To zupełnie inne przeżycie maszerować właśnie tędy. Blondynka nie miała pojęcia, że kiedyś dane jej będzie zaznać tego uczucia. Czuła ogromne szczęście, ale jednocześnie w jej sercu kiełkowało uczucie strachu. Zupełnie nie wiedziała, co się zaraz stanie, jacy okażą się być naprawdę ludzie, których ogląda na ekranie telewizora.
Jasne światło, które wyłoniło się z pomieszczenia lekko ją oślepiło. Zmrużyła oczy i weszła na halę. Byli tam już trenerzy. Niewątpliwie zdziwił ich widok dziewczyny, jednak po krótkich wyjaśnieniach siedziała na trybunach niecierpliwością czekając na nadejście zawodników. Zajęła się swoim telefonem, gdy usłyszała:
-Patrzcie, kobieta!
-Prawdziwa?
-Nie wiem, kartonu by chyba nie dali.
-Dobra, Krzychu chodź, sprawdzimy.
Nagle zobaczyła przy swoim boku Krzyśka Ignaczaka i Piotrka Nowakowskiego.
-Heeej –przywitała się niepewnie.
-Jeszcze gada! – zachwycał się Igła
-Ona mówi, cepie.
-Bo się obrażę!
-Żadna strata, poważnie.
Próbowała powstrzymać śmiech, ale było to równie niemożliwe, co znalezienie złotej rybki spełniającej życzenia.
-Jestem Piotrek, a to Krzysiek.- wypowiedział w kierunku dziewczyny
-Iza – uśmiechnęła się promiennie
Nie minęło pół sekundy, a okrążyła ją reszta drużyny. Jeden przez drugiego przedstawiał się, zagadywał, dopytywał o dane osobowe. Trenerzy patrzyli bezradnie na tę sytuację, bo mimo ciągłych nawoływań nikt nie raczył nawet przesunąć nogi w kierunku boiska. Wreszcie odgoniła ich od siebie, zachęcając do pracy. Niechętnie, ale jednak zeszli z trybun. Podczas treningu Matt, co jakoś czas spoglądał w jej kierunku. Uśmiechała się wtedy do niego, chcą dodać mu otuchy. Z jego strony mogła liczyć na to samo.
Było, no cóż … zabawnie. Chociaż nie mogła powiedzieć, że brakowało zapału do gry. Chłopaki trenowali naprawdę ciężko. Wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Blondynka nie mogła wyjść z podziwu.
-Jak ci się podobało? – spytał, gdy wyszli z hali
-Genialnie! Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
-Cokolwiek to znaczy, nie ma, za co. – uśmiechnął się serdecznie
- Nie wiem, jak ci dziękować. –starała się wytłumaczyć nieznane mu słowo.
-Nie musisz, wystarczy, że jesteś szczęśliwa.
Zmieszała się i lekko zarumieniła. Poczuła zakłopotanie wobec jego bezpośredniości i szczerości, chociaż nie to zdawało się być problemem.
Wszystko ok.? – spytał?
-Tak, jasne. – odpowiedziała niezbyt pewnie
Odwiózł ją do domu i po krótkim, zwięzłym pożegnaniu wyszła z jego auta. Kiedy znalazła się w mieszkaniu włożyła na siebie ulubioną bluzę i dresy, a potem rozłożyła się na kanapie. Naprawdę nie sądziła, że ktoś może aż tak namieszać w jej życiu i chyba nawet sercu …

                                                                   ~♥~
Takie małe, wątpliwej jakości coś. Przepraszam za przerwę, ale miałam problemy, nazwijmy to, techniczne.
                                                                                                                                                  Dżul

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział pierwszy.

-My leg is broken – wypowiedziała wciąż niedowierzając, że stoi nad nią sam Matt Anderson.
- Wait, pomogę Ci.
-Mówisz po polsku?
-Trochę tak. Uczę się już 2 years – uśmiechnął się do dziewczyny.
Zanim zdążyła się spostrzec mężczyzna wyciągnął ze swojej treningowej torby koszulkę, którą rozerwał jednym, sprawnych ruchem, a następnie unieruchomił sąsiadujące ze złamaniem stawy. Dziewczyna nawet nie próbowała ukryć zdziwienia. Szczerze mówiąc była pod niemałym wrażeniem. Ona nie zachowałaby się chyba podobnie. Pomyliłaby wszystko pod wpływem nerwów i tylko zaszkodziła poszkodowanej osobie.
-Teraz pojedziemy do hospital – stanowczy, męski głos przerwał jej rozmyślania
-Ale….ale – nie dokończyła jednak, bo siatkarz wziął ją na ręce i zaniósł do swojego auta.
-Ciekawy początek znajomości, nie uważasz? – zachichotała.
Blondynka nie otrzymała jednak typowej odpowiedzi. Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i ostrożnie usadził ją na przednim siedzeniu. Droga upłynęła im na luźnej, niezobowiązującej rozmowie. Mimo że znali się zaledwie parę minut można było odnieść wrażenie, że są dobrymi przyjaciółmi. Nikt nie pytał o sprawy zawodowe ani prywatne. Nikt nie zaczynał niewygodnych tematów.  Rozmawiali o rzeczach, które akurat rządziły światem. Blondynce udało się nawet, przez chwilę zapomnieć o Michale i złamanej nodze. W normalnych okolicznościach zapewne wylewałaby teraz swoje łzy w poduszkę i użalała się nad sobą, ale nagłe pojawienie się siatkarza w jej życiu zupełnie zajęło myśli dziewczyny. Wreszcie dojechali do szpitala.
-Poczekaj chwilę – powiedział i wysiadł z samochodu.
Parę sekund później wspólnie przekroczyli próg szpitala. Charakterystyczny zapach tego miejsca drażnił nozdrza dziewczyny. Czuła się lekko nieswojo. Mężczyzna chyba to wyczuł, bo przycisnął ją do siebie i dosyć szybkim krokiem ruszył w stronę izby przyjęć. Usadził ją na jednym z krzeseł, sam natomiast ustawił się w zadziwiająco krótką kolejkę. Patrzyła na niego dłuższą chwilę. Był jednym z jej ulubionych siatkarzy, naprawdę dobrym zawodnikiem i przesympatycznym człowiekiem. Szalała za nim chyba każda dziewczyna. Prychnęła pod nosem. Nagle zauważyła, że siatkarz uważnie się jej przypatruje. Zdawał się być czymś rozbawiony. Przez chwilę ich spojrzenia spotkały się. Obdarował ją swoim najpiękniejszym uśmiechem. Zniewalający – przeszło jej przez myśl, ale zaraz ugryzła się w język. Miała wrażenie, że się rumieni. Wbiła wzrok w ziemię. Wróciły do niej wszystkie wspomnienia, a wraz z nimi ból, cierpienie. Poczuła pustkę w środku. Gdzieś pod powiekami zbierał się przezroczysty, gorzki płyn. Nie chciała, żeby ktoś zobaczył ją w tym stanie. Starała się zapomnieć, choć na chwilę, ale nie potrafiła. Chyba jedynie nowo poznany osobnik mógł zająć jej myśli wystarczająco. Podniosła wzrok i znów spojrzała na siatkarza. Nie odrywał od niej wzroku, ale chyba wyczuł, że coś jest nie tak, bo zobaczyła w jego oczach troskę. Uśmiechnęła się blado. Znowu była wrakiem człowieka. Nadal nie docierało do niej, co stało się od dzisiejszego dnia. Sms od Michała, Rzeszów rankiem, złamana noga, Matt, szpital. Miała mętlik w głowie. Nie próbowała nawet analizować tego, co się stało. Cierpiała. Tęskniła za Michałem. Za tym prostakiem i tchórzem, ale jej tchórzem. No właśnie, jej.
Około dwóch godzin później miała już na swojej nodze gips. Przez cały ten czas siatkarz nie oddalał się ani na krok. Starał się ją pocieszać, żartować.
-Odpowiesz na jedno moje pytanie? – spytała, gdy wychodzili
-Of course – odpowiedział ochoczo
-Dlaczego to robisz? Mogłeś zostawić mnie na tej zimnej ulicy i nawet nie obdarzyć spojrzeniem, a tymczasem zaopiekowałeś się mną lepiej, niż mój były – poczuła ukłucie w sercu
Popatrzył jej głęboko w oczy i przez chwilę nic nie mówił. Chyba zbierał myśli. Kiedy już otwierał usta, by wydobyć z nich odpowiednie słowa uprzedziła go.
-Nie chcę o nim rozmawiać ani o tym, co nas łączyło. – udawała twardą, ale nigdy nie potrafiła kłamać. Łza spłynęła po jej policzku.
Objął ją lekko.
-Powiesz, kiedy zechcesz.
-Spotkamy się jeszcze? – zapytała ze zwątpieniem w głosie
- Maybe – uśmiechnął się Odwiozę cię do domu – zaproponował
-Dzięki
Rozmawiali już zupełnie inaczej. Ich uszy zachłannie czerpały każdą informacje. Nie przestawali mówić, cisza była im wtedy obca tak, jak nigdy wcześniej. Rozmawiali o wszystkim. Najczęściej i najdłużej o siatkówce, ale nie tylko to ich łączyło. Można było odnieść wrażenie, że właśnie spotkały się dwie połówki jednej duszy. Nawet, kiedy podjechali już pod blok blondynki nie mogli przestać mówić. Zachłysnęli się sobą.
-Może wejdziesz? Jestem ci coś winna – zaproponowała
-Why not?
Z małą pomocą nowego znajomego dostała się do swojego mieszkania. Parę minut później siedzieli na kanapie z szklankami zimnej, orzeźwiającej wody.
-Dobrze mówisz po polsku - zagadnęła
-Thanks. Potrzebuję jeszcze pomocy. 
-Jeżeli chcesz mogę cię uczyć - zaproponowała
 -Pewnie, to super idea - wypowiedział nadal kalecząc język
 - Podoba ci się w Rzeszowie?
 -Bardzo, kibice są genialni, klub ma good organizację. Chciałbym zostać tu jak najdłużej. No i girls, które są beautiful - popatrzył na nią znacząco
 -Nawet nie próbuj mnie czarować! - zaśmiała się
-Nie caruję! 
 -Czaruję, jak już - próbowała zahamować wybuch dzikiego śmiechu
 Czepiasz się - prychnął
-Ktoś musi, nie uważasz? – drażniła się
Pokręcił jedynie głową.
-Dzięki za herbatę, ale muszę iść – wstał z kanapy
-Mam nadzieję, że to nie przeze mnie – zaniepokoiła się
-Nawet tak nie myśl. Wzywają mnie obowiązki. – uspokoił ją
-Kiedy się spotkamy?
-Soon – posłał jej zadziorny uśmiech i wyszedł z mieszkania
Zostawił po sobie tylko zapach perfum i dziwny niedosyt. Chciała zobaczyć go jak najszybciej. Przy nim zapominała o całym świecie, wypełniał pustkę w jej sercu. Czy to możliwe, że tak szybko pocieszyła się po stracie Michała? Może naprawdę była gotowa na rozstanie.
Bzdury. Wcale nie była.
Bolało nadal.
A do tego miała wielki, biały gips na nodze.
Nic, tylko płakać.
                                                                                                                                                            ~♥~
Mamy jedynkę. Komentujcie, wyrażajcie swoje opinie, motywujcie i co tam jeszcze chcecie. Do napisania :D
                                                                                                                                      Dżul.

niedziela, 17 listopada 2013

Prolog.

Czarne, nocne niebo zdawało się być bezgraniczną otchłanią. Blondynka wpatrywała się w nie, co jakiś czas popijając gorącą czekoladę. Dochodziła pierwsza w nocy, ale dziewczyna nie chciała jeszcze oddać się w objęcia Morfeusza. Wolała patrzeć. Wpatrywać się w czarne niebo bez celu, limitu czasu, czy jakichkolwiek ograniczeń. To dziwne, ale nareszcie czuła się wolna. Zupełnie jakby była częścią tej otchłani, jakby się w niej rozpłynęła. Nie liczyło się nic, nie było już problemów, które prześladowały ją za dnia. Bała się usnąć, bo wiedziała, że gdy  się obudzi,  będzie musiała zmierzyć się z szarą rzeczywistością. Chciała, żeby ktoś przyszedł, przytulił ją i powiedział, że będzie dobrze. Tylko tego teraz potrzebowała. Czuła, że sama nie uniesie życiowego ciężaru. Mała, niewinna łza spłynęła po jej policzku równocześnie z gwiazdą na niebie. Samo wydarzenie dosyć niezwykłe, być może zwiastowało nadejście lepszego jutra, ale dziewczyna była zbyt zamyślona, by dostrzec tak mały, nic nie znaczący, ale radosny gest. Zupełnie zapomniała o nocy spadających gwiazd. Pewnie zakochane pary, na całym świecie, siedziały teraz i wpatrywały się w przestrzeń nad nimi, a ona ? Znowu pokłóciła się z Michałem. Nic nie szło po jej myśli. Chłopak, który miał być tym jedynym, idealnym księciem na białym koniu coraz bardziej się od niej oddalał. Chyba nie pasowali do siebie.  Cóż z tego, jeżeli ona nadal go kochała? Obawiała się, że za dzień, czy dwa ukochany zakończy ich związek. Podświadomie wiedziała, że rozwiązałoby to wszystkie problemy, ale serce … Oh, ono zawsze mówiło coś innego. W tym momencie zmęczenie wzięło górę i blondynka dopijając gorący napój położyła się do łóżka. Nie zamierzała jednak usypiać. Zawsze przyciągała do siebie ludzi, ale teraz czuła się samotna jak nigdy dotąd. Piłka i kawałek siatki, ot wszystko co tak naprawdę posiadała. Reszta była jak liście na wietrze. Widzisz je, kiedy spacerujesz aleją pełną drzew, ale nim się obejrzysz odlatują niesione podmuchem wiatru i znikają bez śladu.  Spojrzała na zielone ściany swojego pokoju i znużona usnęła parę chwil później …
Obudził ją dźwięk przychodzącego sms. Napis na telefonie głosił, iż była to wiadomość od Michała. Blondynka otworzyła jedno oko i zaspana odczytała : „Wyjeżdżam do Anglii, z nami koniec". Poczuła, że zaczyna kręcić się jej w głowie. Nagle przypływ nieopanowanego gniewu, nagle szał. Blondynka rzucała wszystkim co miała pod ręką i wykrzykiwała, jak bardzo nienawidzi swojego byłego. Ale to wszystko bezradność. Ta sama, która chwilę potem kazała jej usiąść na ziemi i ta sama, przez którą płakała jak mała dziewczynka. Pojawiła się też jej siostra – głupota. Pod wpływem impulsu dziewczyna zarzuciła na siebie najbliżej leżące ubrania, włożyła trampki i niczym torpeda wybiegła z mieszkania. Musiało być bardzo wcześnie, bo ulice Rzeszowa były jeszcze prawie puste. Zapowiadał się ładny dzień. Słońce przebijało się przez chmury, co sprawiało, że miasto spowijała aura radości. Ale nie dla niej. Biegła, a ciężkie i gorzkie łzy spływały po jej różowych policzkach. Jakże bezmyślna była reakcja dziewczyny. Przecież spodziewała się, że prędzej, czy później to musi nastąpić. Ale czy ktoś może przygotować się na cierpienie?
Uderzyła ramieniem w coś twardego i upadła na ziemię. Poczuła bijące od niej zimno. Ocknęła się z transu, w który popadła parę minut temu. Jednak jej ciałem wstrząsnął przeraźliwy ból. To noga, chyba jest złamana – przeszło przez myśl dziewczynie.
-Are you okay? – usłyszała nad sobą męski głos. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy ujrzała do kogo on należy ...
                                                                      
                                ~♥~

No i mamy prolog. Z każdym rozdziałem będzie coraz lepiej i coraz dłużej :D Jak typowa bloggerka nie wytrzymałam i musiałam coś napisać :D Rozdziały będę starała  się dodawać co sobotę. Póki co, cieszcie się tym co macie i do następnego rozdziału! :)
                                                                                                                                     Dżul.

czwartek, 14 listopada 2013

Słowem wstępu ...

Hej, witam Was na moim pierwszym blogu :D Będę tutaj zamieszczać opowiadanie, które w 100 % jest wytworem mojej chorej wyobraźni :D Szczególnie zapraszam fanów siatkarskich opowiadań, bo właśnie takie się tutaj pojawi.
Bohaterów zamieszczę niedługo, jak znajdę odpowiednie zdjęcia. Do tego czasu niech ich tożsamość pozostanie moją słodką tajemnicą :D Blog powinien ruszyć w grudniu :) Zapraszam, mam nadzieję, że się Wam spodoba :D
                                                               ~♥~
Dżul.