poniedziałek, 17 marca 2014

Epilog.



'A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.'


~K.I.Gałczyński



Kilka miesięcy później:
Maj. Piękna wiosna ogarnęła całą Polskę. Słońce przygrzewało ucząc cieszyć się z życia. Zdawało się, że dziewczyna wiedzie życie idealne. Miała wspaniałego chłopaka, wiernych przyjaciół. Czegóż chcieć więcej?
Michał nie kontaktował się z blondynką od czasu incydentu pod halą. Zupełnie jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, była niezwykle zadowolona z tego faktu. Układała życie na nowo. Tworzyła świat, w którym nie było dla niego miejsca. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle jej to wychodziło.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Odruchowo odebrała, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
-Iza? – usłyszała – Tu Michał. Wiem, że na to nie zasługuję, ale czy moglibyśmy się spotkać?
Zamurowało ją. Znowu niszczył sielankę, znowu on.
-Nie. – odparła sucho – Nie dzwoń do mnie więcej – dodała i rozłączyła się
Rzuciła telefonem w kąt. Była wściekła. Jak śmiał! Tylko skrucha w jego głosie nie dawała blondynce spokoju. Czyżby zrozumiał swój błąd? Nie, to niemożliwe. Zresztą, miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Michał już dawno spakował walizki i odszedł prosto z jej serca. Wszystkimi sposobami próbowała odciągnąć myśli od odbytej rozmowy, ale nie potrafiła. Było to równie nierealne, jak lot na Słońce. Co jeśli potraktowała go zbyt ostro? Może jednak powinni się spotkać i wyjaśnić sobie wszystko? Przez dłuższą chwilę bawiła się telefonem, obracając go w swych dłoniach. W końcu wybrała dobrze znany jej numer. Ledwo, co usłyszała sygnał, a powitał ją męski głos. Jeszcze dwa lata temu był prawdziwą ostoją. Zatracała się w nim bez reszty. Każdy dźwięk przyprawiał dziewczynę o dreszcze. Wtedy, miała pewność, że to właśnie on jest tym jedynym. Teraz, nie wywoływał żadnych emocji. Wybaczyła mu. Przynajmniej starała się to zrobić. Każdy ma prawo do błędów, większych, czy mniejszych, on też.
-Kiedy i gdzie? – spytała nie dając mu dojść do słowa
-U mnie? Jutro?
-W porządku. Zaufałam ci, więc nie zmarnuj tego.
-Chcę tylko wszystko wyjaśnić. Nie lubię niejasności. – tłumaczył
-Teraz już nie wiem, czego mam się po tobie spodziewać. – powiedziała ponuro i rozłączyła się
                     ***    
 <muzyka>
 -Cześć – odetchnął z ulgą – Dziękuję, że przyszłaś.
-Nie ma, za co. Powinniśmy porozmawiać. – pokiwała głową i usiadła na kanapie
-Zawaliłem. Zniszczyłem wszystko. – podszedł do okna – Nigdy nie spodziewałbym się, że będę takim draniem. Nie ma niczego, co mogłoby mnie usprawiedliwić. Niczego – powtórzył wyraźnie akcentując  te słowo, podkreślając je – Coś… -zaczął
-Coś, czy ktoś? – przerwała mu z nutką ironii w głosie
-To…
-Chcę wiedzieć. Nic się nie zmieni między nami – podeszła do niego
-Właśnie dlatego poprosiłem o spotkanie – spojrzał jej prosto w oczy
-Czyli wszystko jasne. – westchnęła
-Nie! Proszę, ja po prostu… zagubiłem się. Nie wiedziałem, czego chcę od życia. Szalałem, miałem wszystko gdzieś. Straciłem cię, straciłem cię bezpowrotnie, tak, że już nigdy nie będę mógł dotknąć twoich delikatnych dłoni, poczuć w palcach włosów, którymi lubiłem się bawić, nie zobaczę głębi w oczach. Nigdy nie popatrzysz na mnie, tak jak patrzyłaś kiedyś, a co najgorsze nie będę mógł zasypiać i budzić się obok ciebie. Zniszczyłem wszystko. Wydawało mi się, że mogę być panem życia i śmierci, ale to nie prawda. Myślałem, jestem kimś więcej, to też kłamstwo. Chciałabym tylko, żebyś wiedziała, że żałuję tego, jak niczego innego w swoim życiu. Przez głupotę pozbawiłem się wszystkiego, co tylko miałem. Potrzebowałem czasu, żeby to zrozumieć. Wiem, że to, co mówię nic nie zmieni i jeżeli jesteś z nim naprawdę szczęśliwa, to dobrze, że się tak stanie. Nie będę tutaj wygłaszał poematów typu: „Zawsze będę cię kochać”. Tego nie wiem. Pragnę znaleźć kobietę, która będzie mi pisana, chociaż podświadomie czuję, myślę, może przez to, co zrobiłem, powinienem ponieść karę, już nigdy… - odwrócił się plecami do dziewczyny próbując ukryć zbierające się w jego oczach łzy
Słuchała go uważnie. Z każdym wypowiedzianym słowem odzyskiwała wiarę w to, że powrócił Michał, jakiego znała. Życzyła mu wszystkiego, co najlepsze. On także zasługiwał na szczęście. Każdy na nie zasługuje.
-Posłuchaj – zaczęła i urwała zastanawiając się nad słowami, które cisnęły się jej na usta
-Nie, Iza… przepraszam. Możesz uznać to za puste zlepki liter, masz do tego pełne prawo. Ale nie potrafiłbym normalnie funkcjonować, gdybym tego nie powiedział. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Jeżeli odnalazłaś prawdziwą miłość w jego ramionach, to idź teraz do niego, bo czeka na ciebie pod blokiem – uśmiechnął się blado
-Michał, wiem, że ty też odnajdziesz kogoś przy kim będziesz chciał stawać się lepszym człowiekiem, kogoś przy kim cały świat będzie bez znaczenia. Zasługujesz na to, rozumiesz? Zagubiłeś się, ale znów nauczyłeś się kochać i to czyni cię zwycięzcą. Potraktuj to, jako moją odpowiedź. 
-Wybaczasz mi? 
-Tak. – odpowiedziała pewnie – Bądź szczęśliwy, Michał – popatrzyła na niego być może po raz ostatni i wyszła z mieszkania
-Ty też, Iza. Zawsze będziesz dla mnie ważna- wyszeptał, lecz tego nie mogła już słyszeć
                                                                   ***
-Co ty tu robisz? - spytała wysokiego mężczyznę, od pewnego czasu tak bardzo jej bliskiego
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Martwiłem się o ciebie. – objął ja delikatnie
-Właśnie dlatego – zaśmiała się – Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
-Zgadnij – uśmiechnął się szelmowsko
-Kobieca intuicja to nie była, ale pewna osoba imieniem Antonina, prawda?
-Całkiem nieźle to rozgryzłaś.
-Lata doświadczenia – zaśmiała się serdecznie
                                                                      ***
Wychodził właśnie z hali. Zaraz miał spotkać się z Izą, kiedy nagle usłyszał, że ktoś go woła. Odwrócił się i ku swojemu zdziwieniu zobaczył Michała.
-Czego chcesz? – zapytał
-Jesteś ogromnym szczęściarzem, nie zmarnuj tego. Ona cię naprawdę kocha – powiedział i jak gdyby nigdy nic odszedł
Zdezorientowany jeszcze przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić. Wreszcie pokierował się w wcześniej obranym kierunku. „I z wzajemnością”- krążyło mu po głowie
                                  ***                
<muzyka>
Rok później:
Byli dokładnie w tym samym miejscu, w którym się poznali. Wpatrzeni w siebie, zakochani dreptali ścieżki życia. Już nie osobno, lecz razem. Jeszcze nie, jako jedno, ale już jako idealna całość.
Życie bywa jednak nieprzewidywalne. Nauczyła się, że nie należy niczego planować. Trzeba żyć tym, co jest teraz. Jakiż jest sens, by ciągle spoglądać w przeszłość, albo nieustannie zamartwiać się przyszłością? W ten sposób, nigdy nie zasmakujemy cudu, jakim okazuje się być dzień dzisiejszy. Nieważne, czy pada deszcz, czy świeci słońce. Małe znaczenie ma twoje samopoczucie. Obudziłeś się, a więc dostałeś szansę. Musisz walczyć. Każdego dnia starać się, aby tę szansę wykorzystać. Nikt nie wie, jak potoczą się jego dalsze losy. Ingerujemy w życie podejmując najbanalniejsze decyzje. Lecz na przeznaczenie nie mamy i nie będziemy mieli wpływu. Chociażby człowiek wynalazł wszystko, co jest możliwe do wynalezienia, nawet, jeśli posiadłby wszelką możliwą wiedzę, jaką posiąść może nigdy nie zmieni tego, co zaplanowanie jest dla każdego z nas, pojedynczego człowieka, który wobec wielkości Boga jest niczym.
 Najgorszy dzień może stać się najlepszym ze wszystkich nam ofiarowanych. Jedna godzina, minuta, sekunda, jedno spojrzenie, uśmiech może mieć wpływ na całe nasze życie. Jedna osoba może odmienić nas i nasz los na zawsze.
Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz, więcej nie potrzebuje. Ona nigdy nie umiera. Czegokolwiek byśmy nie zrobili będzie trwała w nas, głęboko zakodowana. Właściwa osoba pojawi się znienacka, jak uczucie, które połączy na zawsze. Uczucie niezwykłe, nieopisane i tak doskonałe. Miłość jest jedyną nieskazitelną rzeczą, jakiej mamy zaszczyt zasmakować w życiu. Dzięki niej pragniemy być lepsi, dzięki niej stajemy się lepsi.
‘Kocha się za nic, nie istnieje żaden powód do miłości.’ ~ Paulo Coelho

KONIEC

~♥~

Dobrnęliśmy do końca tej historii. Te dziesięć rozdziałów + prolog i epilog to moje pierwsze w pełni skończone opowiadanie. Aż łezka się w oku kręci ;)
Ciężko mi było pisać ten epilog, nie chciałam kończyć, a jednocześnie wiedziałam, że to konieczne.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy to czytali i przeczytają w przyszłości. A w szczególności paru osobom, które swoim dobrym słowem motywowały mnie do dalszego pisania. One wiedzą, ze o nich mówię ;)
Nie spodziewałam się tylu wejść. Ponad 600 do momentu, kiedy to piszę. DZIĘKUJĘ. Może nie biję tym wynikiem rekordów, ale dla mnie jest on ogromnym sukcesem, szczególnie, że przez cały czas utrzymywała się stała liczba obserwatorów.
Epilog dodaję dopiero teraz, bo chciałam, żeby był moim najlepszym rozdziałem tutaj, aby był swoistym pożegnaniem z Izą i Mattem.
Przepraszam za wszystkie niedoskonałości, literówki i jakiekolwiek błędy, które wyłapały wasze czujne oczy oraz za dłuższe przerwy w dodawaniu. 
Mam nadzieję, że opowiadanie zamieszczane tu od listopada podobało wam się. 
Zgodnie z przesłaniem opowiadania, koniec jest początkiem czegoś nowego, więc za jakiś czas na pewno zobaczycie mnie, jako autorkę kolejnego opowiadania. Póki co zapraszam na mój duet z Cichutką na : http://jedynasmiesznakomedia.blogspot.com/
Nie mówię cześć, lecz do zobaczenia! :D
PS: Proszę każdą osobę, która to czytała, aby dodała komentarz. Chcę wiedzieć ile was naprawdę było :)

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział dziesiąty.

Święta minęły zdecydowanie zbyt szybko. Nim się spostrzegła musieli wracać do Rzeszowa. Ze wzruszeniem po raz kolejny żegnała mury rodzinnego miasta. Próbowała odtworzyć w pamięci wszystkie zdarzenia, jakie miały miejsce w ciągu tych paru dni. Niezwykłych i zdecydowanie zbyt szybko mijających godzin. Uśmiechnęła się na wspomnienie rozmowy z bratem. Musiała przyznać, że rośnie na prawdziwego dżentelmena. Kochała go tak mocno, mimo wszystkich kłótni. „Twój chłopak jest w porządku, ale jeżeli cię skrzywdzi, to nie daruję mu tego”. Słowa, które usłyszała całkiem niedawno odbijały się głośnych echem w jej głowie. Sama nie wiedziała, co śmieszyło ją bardziej. To, że przez całe święta nikt z domowników nie uwierzył, że siatkarz nie jest jej chłopakiem, czy wyobrażenie dosyć drobnego brata stającego do walki z ponad dwumetrowym, wysportowanym mężczyzną. Zachichotała cicho pod nosem.
Dopiero teraz zauważyła, że wcale nie kierują się w stronę Rzeszowa, co więcej nadal są we Wrocławiu.
-Gdzie jedziemy? – spytała zupełnie zaskoczona
-Niespodzianka – odpowiedział z charakterystycznym akcentem.
 Parę minut później stali na jednej z wrocławskich ulic.
-Zaufaj mi – powiedział ciszej, z lekką nieśmiałością
Kiwnęła tylko głową na znak zgody i udała się wraz z mężczyzną, w kierunku, który sam obrał. Im bliżej byli celu, tym bardziej była pewna gdzie idą, nie rozumiała tylko, dlaczego. Wreszcie znaleźli się na słynnym moście, który pokazała mu parę dni temu.
-Dlaczego mnie tu zabrałeś? – Tak ci się tu spodobało? – uśmiechnęła się serdecznie
-Nie, to znaczy tak. Pamiętasz, co mi wtedy powiedziałaś?
-Opowiedziałam ci, jak przychodziłam tu z koleżankami.
-O, czym marzyłaś.
Popatrzyła na niego pełna powagi. Poczuła dreszcz przechodzący przez całe ciało, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
-To tylko nastoletnie bajeczki – machnęła lekceważąco ręką
-Naprawdę? – wyglądał na zmieszanego
Znów obdarzyła go spojrzeniem, nie wiedziała, co odpowiedzieć, jak się zachować. Liczyła, że mężczyzna przejmie inicjatywę i wyjawi jej prawdziwy powód, dla którego tu przyjechali. Wzrok miał utkwiony w tym samych punkcie, co parę dni temu.
-Mówiłaś mi, że chciałabyś kiedyś przyjść tu z mężczyzną, którego będziesz naprawdę kochała, który będzie tym jedynym. Posłuchaj, nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia km jestem dla ciebie, ale wiem, że ty jesteś dla mnie właśnie tą kobietą. Kocham cię, jak nikogo innego, chciałbym spędzić z tobą resztę życia, tylko z tobą będę naprawdę szczęśliwy. Po raz pierwszy czuję się zupełnie bezbronny, jak marionetka w twoich rękach. Czułem, że muszę ci to powiedzieć, a kiedy wyznałaś mi, że to miejsce jest dla ciebie szczególne, pomyślałem, że nie będzie lepszej okazji. Jesteś dla mnie wszystkim, całym moim światem. Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, już wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. – Z każdym wypowiedzianym słowem zbliżał się do dziewczyny, słowa, powoli zamieniały się w szept.
Dzieliło ich zaledwie parę centymetrów. Czuła na skórze ciepłe oddechy mężczyzny. Słyszała, jak szybko bije mu serce. Nic się już nie liczyło. Nie myślała, o tym, jak wielu ludzi przechodzi akurat ulicą, czy patrzą na nich. Właściwie nie myślała o niczym. Zupełnie zaskoczył ją tym wyznaniem.  Pragnęła tylko poczuć delikatny dotyk jego ust, tylko na to czekała. Spojrzała na niego, jednocześnie zatapiając się w błękicie jego oczu. Zdawało się, że czas dla tych dwoje zatrzymał się w miejscu. Nagle poczuła, jak ich usta stykają się tworząc nierozłączną jedność. Popatrzył na nią, szukając w jej wzroku poparcia, zgody. Chwilę potem zakochani zatonęli w czułym pocałunku. Spragnieni siebie zapomnieli o otaczającym ich świecie. Żadne słowa nie opiszą, jak bardzo pragnęli się w tamtym momencie. Uczucia skrzętnie skrywane przez miesiące eksplodowały z ogromną siłą. Nic, już nie powstrzyma miłości, jaką zostali złączeni.
Przytulił swą ukochaną, przyciskał ją do swojego ciała, bezgłośnie krzycząc, że nigdy jej nie zostawi. Miała wrażenie, że czuje bijące z zawrotną prędkością serce mężczyzny i była pewna, iż on także mimo grubych kurtek wyczuwa uderzenia jej serca.
-Kocham cię – wyszeptał
-Ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo. Tak długo czekałam na ten moment – wypowiedziała tonąc w jego objęciach
                                                                           ***
Tygodnie mijały, życie toczyło się swoim tempem. Niby wszystko było, jak dawniej, lecz nie dla nich. Uczucie, którym siebie darzyli kwitło. Zdawało się, że nic nie zakłóci iście sielskiego czasu dla tej pary. Pewnego dnia usłyszała pukanie do drzwi.
-Witaj księżniczko – uśmiechnął się zawadiacko, po czym złożył delikatny pocałunek na jej ustach
-Czasy się zmieniają, a ty mimo to, pozostajesz wierny tradycji nawiedzania mnie prawie każdego dnia rano. – zachichotała
-Masz coś przeciwko? – chwycił ją w pasie
-Jakżebym śmiała!
-Prawidłowa odpowiedź. – zaśmiał się
-Co wygrałam? – powiedziała ochoczo, uśmiechając się promieniście
-Moją dozgonną miłość. Myślę, że będziesz zadowolona. – na jego twarzy malował się zadziorny uśmiech pełen zadowolenia. W oczach pojawił się niezwykły błysk, jak zawsze, gdy ją widział.
-Sama nie wiem – udała, że zastanawia się nad odpowiedzią
Poczuła, jak mężczyzna ze znaną już czułością składa na jej ustach pocałunek.
-Przekonałem cię, chociaż trochę?
-Myślę, że mógłbyś się bardziej postarać – zaśmiała się
-Tak dobrze nie będzie – posłał jej zawadiacki uśmiech - Mamy sobotę, dzień wolny dla wszystkich, tylko nie dla mnie, więc zabieram cię na mecz.
-Nie śmiałabym odmówić.
-Nie czekałem na twoją zgodę – zaśmiał się serdecznie
                                                                        ***
Spotkanie pewnie wygrała drużyna z Rzeszowa, a jakżeby inaczej. Kiedy wychodzili z hali trzymając się za ręce w oddali zauważyła znajomą sylwetkę. Miała wrażenie, że w jednej chwili zawalił się jej cały świat. Wszystko, nad czym, tak pracowała było niczym. Zdążyła już ułożyć sobie życie, dlaczego więc ta rajska sielanka nie może trwać wiecznie? Po co wrócił? Przez jej ciało przebiegł dreszcz. Mężczyzna musiał wyczuć jej zdenerwowanie. Mocniej uścisnął dłoń dziewczyny, jakby chcąc wesprzeć ją, mimo iż nie wiedział jeszcze, co się dzieje. Chyba chciał, o to spytać, lecz przerwał mu głos mężczyzny, który właśnie zatrzymał się naprzeciwko nich. Nic się nie zmienił. Dalej był średniego wzrostu blondynem, o zielonych oczach. Może tylko trochę schudł, od kiedy widziała go po raz ostatni. Do tego zapuścił brodę. Kiedyś był zdecydowanym przeciwnikiem jakiegokolwiek zarostu.
-Tak myślałem, że cię tu znajdę. Zawsze szalałaś za tymi swoimi marnymi siatkarzykami. A teraz, jak widzę jeden z nich nabrał się na twoje sztuczki. Całkiem nieźle, kochanie. – powiedział niezwykle pogardliwie
-Jak śmiesz?! – wykrzyczała w jego stronę – Zerwałeś ze mną przez głupiego sms’a. Zostawiłeś bez jakiegokolwiek uprzedzenia, pozbyłeś się, jak starej, niepotrzebnej zabawki, a teraz przyjeżdżasz tu i nazywasz mnie swoim kochaniem? Jesteś zwykłym draniem! – poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, nie potrafiła tego opanować, chwilę potem gorzki płyn spływał po jej policzkach
Zaśmiał się szyderczo.
-Nic się nie zmieniłaś, nadal jesteś równie bezbronna.
-Nie masz prawa tak o niej mówić! – krzyknął rozwścieczony mężczyzna
-O, znalazł się obrońca uciśnionych.
-Jakiś problem? – usłyszała za swoimi plecami głos, jak zwykle niezawodnego Piotrka, a zaraz potem poczuła, jak ktoś ciągnie ją za ramię. Odwróciła się, by zobaczyć ową osobę. To była Ola. Skinieniem głowy poprosiła, by blondynka poszła za nią.
-Kto to? – spytała, gdy były już dalej
-Mój były, Michał. Wyjechał z kraju parę miesięcy temu. – odpowiedziała roztrzęsiona
-Już dobrze, jesteś bezpieczna.
Chwilę potem ujrzała zbliżających się w ich stronę mężczyzn.
-To zwykły tchórz, uciekł.
Poczuła, jak silne ręce ukochanego mężczyzny obejmują ją.
-Już dobrze, jestem przy tobie.
-Dziękuję.
Wciąż roztrzęsiona, lecz już o wiele spokojniejsza. Odnalazła ukojenie w jego ramionach.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział dziewiąty.

-Przecież miałeś… - ze zdumieniem wpatrywała się w mężczyznę
-Nie cieszysz się, że przyjechałem?
Nie odpowiadała na jego pytanie przez dłuższą chwilę, więc kontynuował:
-Odwołali mój lot.
-Przykro mi. To straszne nie móc spotkać się z rodziną na święta.  – posmutniała. Czuła, że naprawdę mu współczuje
Uśmiechnął się blado.
-Twoja mina była bezcenna, chociażby dla niej było warto tu przyjechać – zaśmiał się radykalnie zmieniając temat
-Żart ci się wyostrzył, widzę. – skwitowała – Skąd wiesz, gdzie mieszkam? –dodała po chwili
-Mam swoje sposoby. Trochę uroku osobistego, trochę znajomości i wszystkiego można się dowiedzieć.
-Czyżby twoim źródłem informacji była pewna kobieta o imieniu Antonina? –spytała prawniczym tonem
-Antonyna – powtórzył – Ciężkie do wymówienia imię – wymigiwał się od odpowiedzi
-Wiedziałam – uśmiechnęła się pod nosem
-Nie wątpię, jesteś inteligentną dziewczyną – drażnił się z nią
Popatrzyła na niego i wybuchła śmiechem. Czuła się wyjątkowo dobrze w jego towarzystwie. Niewątpliwie tak dwójka miała się ku sobie. Zdawało się, że tylko sami zainteresowani próbują odwlec moment, w którym przyznają się do tego. Zupełnie, jak para zakochanych nastolatków niemających doświadczenia w sprawach sercowych. Mogłaby spędzić z nim każdą sekundę swojego życia. Czy tego właśnie chciała? Czy tego właśnie chcieli?
Zapadła chwila ciszy. Milczeli wpatrzeni w siebie. Nie krępowali się, nie peszyło ich to. Powoli, te chwile stawały się codziennością, rutyną. Potrzebowali czasem odpocząć, wyciszyć się. Nagle wstał z krzesła i przybliżył się do dziewczyny. Chwilę potem odległość między nimi zmniejszyła się do paru centymetrów. Niemal czuli swoje oddechy na skórze. Zobaczyła, jak na jego twarzy maluje się lekki, zadziorny uśmiech zadowolenia. Nie mogąc wytrzymać błękitnego, przenikliwego spojrzenia mężczyzny skierowała swój wzrok na podłogę. Poczuła, że pod jej policzkami ktoś rozpalił ogień. Może nawet znalazł się szaleniec, który zrobił to w sercu… Złapał jej podbródek i delikatnie uniósł twarz blondynki ku górze. Przyglądali się sobie w zupełnej ciszy. Szczęśliwi, może tylko lekko zawstydzeni nową sytuacją. Wyraźnie czuła zapach jego perfum, w wyniku, czego już nie pierwszy raz traciła zmysły. A może to wina jego niezwykle bliskiej obecności? Przeszywającej głębi błękitu w jego oczach? Uśmiechu, w którym była zakochana? Który sprawiał, że jej nogi robiły się jak z waty? Uczucia bezpieczeństwa towarzyszącego jej zawsze, gdy znajdowała się w jego towarzystwie? Zobaczyła, jak pochyla swoją twarz. Poczuła jego ciepły oddech na swojej skórze, a zaraz potem delikatny pocałunek, który złożył na czubku jej głowy. Zaśmiał się widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny. Odszedł kawałek, po czym krzyknął wesoło:
-Jemioła!
-Słucham?
-Popatrz w górę. – wskazał palcem sufit
Faktycznie, nad miejscem, gdzie przed chwilą stali widniała roślina, z którą związana była jedna z świątecznych tradycji.
-Jesteś niesamowity, wiesz? – zaśmiała się
-O, tego jeszcze od ciebie nie słyszałem! – wtórował jej
-Musisz wyjaśnić mi jeszcze jedną rzecz.
-Służę pomocą – ukłonił się niczym paź przed swą królową –Jeżeli chcesz zapytać, o cokolwiek, co miało związek z moim przyjazdem tutaj, to wiedz, że odpowiedzią jest Toska – dodał z trudem wymawiając imię przyjaciółki
-Chyba muszę z nią poważnie porozmawiać.
-Też myślę, że wypadałoby podziękować  –  wyraźnie uniósł kąciki ust ku górze
-Pewność siebie bywa zgubna, wiesz? – powiedziała ,po czym wyszła z pokoju gestem zachęcając, by mężczyzna poszedł za nią
Ledwie znaleźli się w kuchni, a już usłyszeli głos gospodyni.
-Zapomniałam powiedzieć, że masz gościa – puściła oczko w kierunku dwumetrowego towarzysza swojej córki
-Za długo cię znam, by w to uwierzyć, mamo. Swoją drogą, całkiem nieźle to uknuliście.
-Gdyby przyjechał do mnie, to bym nie narzekała – zaśmiała się serdecznie – Niestety do mnie już tacy nie przychodzą.
-Tata ci nie wystarcza? – wtórowała jej
-Komu nie wystarczam? – usłyszała dobrze znany jej głos, po czym pobiegła, by wtulić się w ramiona swojego ukochanego taty
-Nareszcie mogę zobaczyć moją córkę! Witaj w domu kochanie – posłał jej ciepłe, ojcowskie spojrzenie – Widzę, że nie jesteś sama – podejrzliwie przypatrzył się gościowi
-To jest Matthew, mój kolega – wytłumaczyła, gdy mężczyźni podali sobie dłonie
-Tak to się teraz nazywa? – zaśmiał się – Popatrz, Asiu, jak się czasy zmieniają.
-My naprawdę … - nie dokończyła, gdyż przerwał jej
-Nie tłumacz się, nie tłumacz. Tylko powiedźcie, kiedy mam zacząć zbierać pieniądze na ślub i wesele.
Popatrzyła, na Matta, lecz nie uzyskała wsparcia w jego osobie, bo ten stał wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Była pewna, że ostatkami sił powstrzymuje się, by nie potwierdzić ich zaręczyn albo nie powiedzieć czegoś równie głupiego, co utwierdziło by rodziców w przekonaniu, że są razem.
-Pamiętam, jak Iza ciągle oglądała mecze siatkówki i mówiła, że bardzo lubi tego Andersona, a tu proszę! Życie bywa przewrotne – wtrąciła się jej rodzicielka
Nie wytrzymał. Śmiech mężczyzny rozniósł się po całym domu, wprawiając innych w równie wesołe nastroje. Zginał się w pasie, a jego twarz przybrała czerwony odcień.
-Już się tak nie ciesz, że cię lubię – próbowała uspokoić mężczyznę
-Przecież ja to doskonale wiem – puścił jej oczko
Pokręciła tylko głową i zwróciła się do matki:
-Jestem gotowa do pomocy, tylko powiedz mi co mam robić.
-Teraz musisz zajmować się swoim gościem, ja sobie poradzę. Pokaż mu miasto. Założę się, że nigdy wcześniej nie był we Wrocławiu.
-Niestety nie, a miasto wydaje się być niezwykle piękne – wtrącił zaraz po słowach kobiety
Parę minut później przechadzali się zaśnieżonymi, wrocławskimi ulicami podziwiając zabytki i podśmiewając się z wiecznie goniących za czymś ludzi. Dotarli na most, gdzie tysiące zakochanych par zawiesza kłódki na znak swojej wiecznej miłości.
-Często przychodziłam tu z koleżankami – zaczęła
-A nie z kolegami? – przerwał jej
Posłała mu pełne powątpiewania spojrzenie jednocześnie uśmiechając się lekko, po czym kontynuowała:
-Marzyłyśmy, że kiedyś przyjdziemy tu z mężczyzną, z którym będziemy chciały spędzić resztę życia i zawiesimy swoją, własną kłódkę.

Nic nie odpowiedział. Myślał tylko nad czymś, uparcie wpatrując się w nieruchomy punkt przed nim. Popatrzyła na niego i mimowolnie zaczęła zastanawiać się, czy on jest tym mężczyzną, z którym chciałaby zawiesić tutaj ich własną kłódkę przyrzekając jednocześnie, że miłość, jaką się darzą będzie trwała na wieki…

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział ósmy.

Nim się spostrzegła minęło parę miesięcy. Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Uwielbiała ten czas w roku. Zawsze niecierpliwie czekała na tych parę grudniowych dni. Choinki w sklepach, ozdoby do kupienia, wszystko zwiastowało nadejście świąt, nawet pogoda. Biały puch pokrywał rzeszowskie ulice tworząc niezwykłą atmosferę. Jak, co roku planowała wyjechać do rodzinnego miasta, by tam spotkać się ze swoją rodziną. Tęskniła za rodzicami i młodszym bratem. Nie mogła doczekać się momentu, gdy ich znów zobaczy. Tośka też wyjeżdżała, lecz na dłużej. Jej mama  żartując zagroziła nawet, że jeżeli nie pojawi się w domu to wydziedziczy ją. Pewne było, że nie zobaczą się przez jakiś czas. Mimo wszystko cieszyła się, bo wiedziała, że muszą spędzić trochę czasu z bliskimi. Właśnie skończyła pakowanie, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Good morning – uśmiechnął się zadziornie – Masz ochotę na spacer?
-Tylko się przebiorę i możemy iść.
Szybko pobiegła do swojego pokoju. Lubiła ich wspólne wyjścia. Nigdy nie protestowała, gdy przychodził po nią i proponował jej spacer. Szczególnie teraz, zimą. To zdecydowanie ulubiona pora roku dziewczyny. Zawsze zachwyca się krajobrazem końcowych i początkowych miesięcy roku.
-Możemy iść – powiedziała jakiś czas później
Godzinami przechadzali się rzeszowskimi ulicami, rozmawiając o wszystkich ważnych dla nich sprawach. Dużo opowiadali o swoich bliskich.
-Tęsknisz za nimi?  - spytała
-Jak każdy inny za swoją rodziną.
-Żałowałeś kiedyś, ze poświniłaś się karierze sportowej?
-Wiele razy. Teraz wiem, to moja droga życiowa, dobrze wybrałem. Chyba dorosłem.
-Musiałeś zrobić to bardzo wcześnie. – skwitowała
-Nie było tak źle, jak się wydaje. – posłał jej pokrzepiający uśmiech
-Wyjeżdżasz na święta do Stanów?
-Mam takie plany. Chodź, napijemy się czegoś gorącego – ruchem głowy wskazał na małą kawiarnię, którą akurat mijali
Zgodziła się bez wahania. Zimno przeszywało całe jej ciało. Nie była pewna, czy nie odmroziła nóg. Kawiarenka okazała się być prawdziwą ostoją. Przytulne wnętrze utrzymane w odcieniach beżu zdawało się jeszcze bardziej ogrzewać. Usiedli przy jednym ze stolików. Przez chwilę obserwowała ludzi przechodzących za oknem. Nagle zdała sobie sprawę, że mężczyzna przygląda się jej.
-Coś się stało? – spytała lekko oszołomiona
-Nie – uśmiechnął się – Ładnie wyglądasz, gdy jesteś zamyślona.
Lekki rumienieć pojawił się na jej policzkach. Zakryła twarz włosami, lecz za chwilę odkryła ją musząc złożyć zamówienie.
Siedzieli rozmawiając i popijając gorącą czekoladę. Nim się spostrzegli minęła kolejna godzina. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Wiedzieli, że mogą rozmawiać praktycznie o wszystkim. Zdecydowanie nie byli sobie obojętni.
-Dziękuję za mile spędzony czas, ale muszę już iść. Dokończę pakowanie i jutro rano wyjeżdżam.
-Odprowadzę cię. – odpowiedział
Zapłacił za gorące napoje i wyszli z kawiarni. Niedługo potem znaleźli się pod blokiem dziewczyny.
-Wesołych świąt – uśmiechnęła się promieniście
-Nawzajem – przytulił blondynkę
Była lekko zaskoczona jego zachowaniem, chociaż przyzwyczaiła się do bezpośredniości mężczyzny. Wypowiedziała jeszcze krótkie: „cześć” i zniknęła za drzwiami.
                                                               ***
Kilka godzin podróży dawało się we znaki. Kierując się w stronę rodzinnego domu wlokła za sobą małą walizkę, co nie było wcale takie proste, jak się wydaje. Biały puch pokrywający chodniki zdecydowanie utrudniał postawione przed blondynką zadanie. Wreszcie stanęła przed dobrze znanymi jej drzwiami. Wchodząc do ukochanego mieszkania poczuła zapach świątecznych potraw. Łapczywie czerpała kolejne hausty powietrza, delektując się niezwykłym aromatem. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ledwie, co weszła do domu, a już czuła wszech obecną atmosferę miłości. Właśnie za to kochała święta.
-Izunia! – usłyszała radosny krzyk rodzicielki
Była kobietą średniej budowy ciała i średniego wzrostu. To po niej Iza miała jasne włosy i przenikliwe brązowe oczy.
-Cześć mamo- uśmiechnęła się jednocześnie tonąc w uścisku
-Jesteś głodna? Chcesz się czegoś napić? Jak podróż? Udała się? Co u ciebie? Jesteś zdrowa? – zaczęła szereg pytań
-Wszystko w porządku, zaraz zabieram się do pomocy. Gdzie tata?
-Poszedł do sklepu. Ucieszy się, jak zobaczy swoją córeczkę. Nie mógł się doczekać. – zaśmiała się
-Też tęskniłam. - odpowiedziała
Skierowała się na górę, do swojego pokoju. Znała na pamięć każde skrzypnięcia schodów,  każdą rysę i ledwo widoczną plamę. Spędziła tu całe swoje życie. Przeżywała pierwszą miłość, pierwsze rozstanie. Wylała w tym domu litry łez i posłała miliony uśmiechów. Wspomnienia stawały się żywe, gdy kroczyła wśród dobrze znanych jej ścian. Otworzyła drzwi i chwilę potem przekroczyła prób swojego pokoju, prawdziwej ostoi. Złapała haust powietrza i przeciągnęła się. Ściany pokrywała żółta farba, a na drzwiach nadal wisiało mnóstwo plakatów, na których widnieli jej idole. Przez pierwszych parę chwil była tak zafascynowana, że nawet nie zauważyła tego, co niedługo potem wprawiło ją w osłupienie.
-Co Ty tutaj robisz? – spytała oszołomiona, gdy udało jej się wydobyć, chociaż słowo
-Mnie też miło cię widzieć tego grudniowego dnia.
-Pytam poważnie.
-Tak też odpowiadam.
Siedział na JEJ krześle, w JEJ pokoju.
Dlaczego mimo to nadal myślała tylko o uśmiechu, którym ją teraz obdarzał?
Uśmiechu, w którym była zakochana.
Jak w nim.
A teraz zupełnie nie wiedziała, co się dzieje.



sobota, 1 lutego 2014

Rozdział siódmy.

Dochodziła siódma. Nie mogła spać. Ciągle myślała o powrocie Michała oraz zachowaniu Matta. W odróżnieniu od pierwszej wiadomości, dzięki tej drugiej nie mogła przestać się uśmiechać. Czuła się, jak zakochana nastolatka. Dopiero teraz potrafiła się do tego przyznać. Przestała oszukiwać samą siebie. Nikłe, poranne światło wpadało do jej pokoju. Wpatrywała się w świat zza oknem, jakby oczekiwała, że właśnie tam znajdzie odpowiedź na każde dręczące ją pytanie. Nagle przypomniała sobie, że to już dziś ma przyjechać jej najlepsza przyjaciółka. Wyskoczyła, jak oparzona z łóżka czując jednocześnie ogromną ulgę. Nareszcie będą mogły szczerze porozmawiać. Cześć jarzma, z którą zmaga się jedna przejdzie na drugą. To właśnie przyjaźń.
Szybko zjadła małe śniadanie, po czym zaczęła sprzątać mieszkanie. Parę godzin później, kiedy kilka złączonych ze sobą pomieszczeń wyglądało względnie dobrze postanowiła wybrać się na zakupy. Chciała przygotować coś dobrego do jedzenia. Lubiła gotować, szczególnie dla bliskich jej osób. Wyszła z domu. Ciepłe, wrześniowe słońce ogrzewało jej twarz. To ostatnie dni, kiedy mieszkańcy Rzeszowa mogli się nim nacieszyć. Czas nie znał litości. Lato ustąpiło jesieni. Sprawy, którymi ludzie żyli wczoraj, dziś są już nieważne. Wczorajsi bohaterowie nie istnieją. Delikatne podmuchy wiatru owiewały jej dłonie i policzki, których dotykał parę dni temu.  Wciąż nie mogła pozbyć się uczucia dreszczu, który wtedy przewędrował przez całe jej ciało. Tymczasem on wyjechał do Gdańska grać tam kolejny mecz. Było jej to na rękę. Miała czas, by wszystko przemyśleć. Niby rozmawiali przez telefon, ale wciąż nie wiedziała, czy potrafiłaby spojrzeć mu w oczy, tak jak wcześniej. Udawać, że nic się nie stało, że nie zrodziło się między nimi żadne uczucie. A może tym małym gestem zamknął pewien rozdział? Nie wykluczała tego. W zasadzie tylko czekała, aż wróci. Ciekawiło ją, jak on się zachowa. Jedno wiedziała na pewno. Nic już nie będzie takie samo. W głębi serca, jednak cieszyła się z tego powodu.
Wróciła do domu. Nałożyła na siebie ulubione dresy, a włosy związała w koński ogon. Wzięła się za krojenie warzyw. W rytmie ulubionej muzyki wszystko wychodziło lepiej. Nawet czas do przyjazdu przyjaciółki nie dłużył się jej tak bardzo. Punktualnie o czternastej włączyła telewizor, by obejrzeć mecz jej ukochanej drużyny. Przegrywając paluszki przeżywała kolejne akcje. Niedługo po wygranym spotkaniu usłyszała dzwonek swojego telefonu.
-Gratuluję! Świetne spotkanie.
-Thanks – odezwał się dobrze jej znany głos – Toska wróciła? – dodał lekko przekształcając imię przyjaciółki
-Jeszcze nie, ale zaraz jadę na lotnisko
-Nie wiem, czy będziesz teraz mną zainteresowana, ale jutro wracam i pomyślałem … - nie dokończył, gdyż przerwały mu wesołe okrzyki kolegów :  „Zabierz ją na randkę” , „Kiedy się jej oświadczysz?”, „Dostanę zaproszenie na ślub?”. Dziewczyna nie mogła pohamować śmiechu. Szczególnie wyobrażając sobie minę mężczyzny.
-Przepraszam za nich, są niereformowalni – odpowiedział rozbawiony
-Nie ma, za co, wiem o tym – wtórowała mu
-W takim razie do jutra.
-Do zobaczenia.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów zaczęła szykować się do wyjścia. Pół godziny później czekała już na lotnisku. Widziała, jak samolot, którym miała przylecieć Tośka ląduje w wyznaczonym do tego miejscu. Nie mogła doczekać się, aż ją zobaczy. Znały się od dzieciństwa, wiedziały o sobie praktycznie wszystko, a nadal miały mnóstwo tematów. Dokładnie pamiętała, jak trudno było im się pożegnać rok temu, gdy Tośka wyjeżdżała do Francji. Iza czekała tylko na ciekawe opowieści swojej przyjaciółki. 
-Izka!- krzyknął ktoś niezwykle głośno. Tak, to zdecydowanie ona.
Odwróciła się, by ją zobaczyć. Tośka była szczupłą brunetką o lazurowych oczach. Miała na sobie ciemne jeansy i szarą bluzę z kapturem. Nic się nie zmieniła, jak zwykle roześmiana, pełna energii. Taką ją zapamiętała.
-Tośka! – krzyknęła, by chwilę potem serdecznie przytulić przyjaciółkę- Nic się nie zmieniłaś – dodała pospiesznie
-Ty też – uśmiechnęła się  –Chociaż z tego, co mówiłaś przez telefon to w twoim życiu nieźle namieszał pewien dwumetrowiec, prawda?
Blondynka zarumieniła się lekko i skierowała swój wzrok na ziemię.
-Oj, Izka, Izka. Dobrze wiesz, że nic nie ukryjesz. Poza tym dobrze wiem, że masz problemy z okazywaniem uczyć. Nic to, mogę robić za swatkę – wypowiedziała śmiejąc się serdecznie
-Lepiej opowiadaj, co u ciebie.
-Francja jest niesamowita, ale cieszę się, że nareszcie wróciłam do domu.
-Poznałaś tam kogoś? – charakterystycznie poruszyła brwiami
-Moje życie towarzyskie nie jest tak ciekawe, jak twoje, przykro mi.
Dziewczyna pokręciła tylko głową. Przez jakiś czas nie mówiły nic. W zasadzie dopiero, gdy przekroczyły próg ich wspólnego mieszkania znów podjęły rozmowę. Przy wspólnej kolacji opowiadały, o tym, co wydarzyło się w ich życiu przez miniony rok. Tośka nieustannie próbowała wyciągnąć od Izy jakiekolwiek informacje o Andersonie, jednak ta pozostawała nieugięta.
-No proszę, moja przyjaciółka rozkochała w sobie jednego z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie – podjęła kolejną próbę
-Bez przesady – machnęła lekceważąco ręką
-Nie rozumiem tylko, dlaczego ukrywacie przed sobą, co czujecie– kontynuowała nie zważając na kolejną próbę uniknięcia tematu
Blondynka zamilkła. Nawet nie, dlatego, że nie chciała rozmawiać na ten temat, wręcz przeciwnie. Po prostu nie znała odpowiedzi na postawione pytanie.
-Kochasz go i dobrze wiesz, że on czuje to samo do ciebie.
-Może tego właśnie się boję? – spytała rozdrażniona – Jeżeli on nie odwzajemnia moich uczuć?
-Jesteś ślepa, czy głupia?
-Wielkie dzięki – naburmuszyła się – Michał wraca – dodała chwilę później
-Mam nadzieję, że go zlekceważysz.
-Podobno chce, żebyśmy do siebie wrócili. Co jeśli nie da mi spokoju?
Szatynka popukała się w głowę lecz chwilę potem przytuliła przyjaciółkę i by choć trochę poprawić jej humor dodała:
-Przecież to ty masz swojego własnego dwumetrowego ochroniarza, nie on, prawda? – po tych słowach obie wybuchły serdecznym śmiechem

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział szósty.

Wyszła z mieszkania niedługo po mężczyźnie. Miała ochotę jak najszybciej załatwić wszystkie sprawy na uczelni, a potem przechadzać się ulicami ukochanego miasta, by przemyśleć dręczące ją sprawy. Była zagubiona.  Miała wrażenie, że pośród całego zamieszania ostatnich miesięcy zatraciła swoja własne „ja”. To istne szaleństwo – myślała. Uciekała. Chowała się w zakamarkach swojego umysłu chowając tam uczucia. Jeszcze pięć minut temu miała pewność, ale teraz? Nie wiedziała, czego chce, czego oczekuje od życia. Bała się przyznać przed samą sobą, że kocha, a przecież doskonale widziała, jak bardzo namieszał w jej sercu. Z przemyśleń wyrwała ją kropla zimnego deszczu, która leniwie zaczęła spływać po ramieniu blondynki. Nie zwróciła na to większej uwagi, może tylko przez chwilę popatrzyła na otaczający ją świat. Zdumieniu ludzie zaczęli wyszukiwać czegokolwiek, co mogłoby ochronić ich przed tym zjawiskiem atmosferycznym. Nikt nie spodziewał się deszczu. Nic w tym dziwnego, jeżeli jeszcze przed chwilą na niebie górowało piękne słońce. Blondynka skierowała się w stronę jednego z jej ulubionych sklepów odzieżowych. Nie chciała dotrzeć na uczelnię przemoczona. Wszystko płynie i się zmienia – myślała przekraczając próg
                                                                           ***
Nie minęło dziesięć minut, Rzeszów znów otoczyła słoneczna aura. Uśmiechnęła się pod nosem. Postanowiła, choć przez chwilę nie myśleć o sprawie nie dającej jej spokoju. Energicznym ruchem udała się do swojego celu.
Kolejka do niekoniecznie miłej kobiety zdawała się nie mieć końca. Już godzinę czekała na wydanie głupiego świstka papieru. Nagle usłyszała dzwonek swojego telefonu. Odebrała, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
-Gdzie jesteś i dlaczego nie w miejscu, w którym powinnaś być? – usłyszała głos Fabiana
-Będę na popołudniowym treningu, mam parę spraw do załatwienia.
-Ja myślę! Żeby mieć pewność sam po ciebie przyjadę – zakomunikował
-Spokojnie, transport mam i to nie byle, jaki – zaśmiała się
-Och, no cóż, w porządku. Chociaż twój szofer chyba wstał dzisiaj lewą nogą.
-Pozdrów chłopaków – zignorowała jego uwagę i zakończyła rozmowę
Chwilę potem wymieniła krótkie „dzień dobry” z urzędniczką i w miarę sprawnie odebrała wszystkie papiery. Ku zdziwieniu dziewczyny kobieta nie komentowała każdego  jej słowa i ruchu złośliwą uwagą. Na chwilę przestała także narzekać na otaczający ją świat i swój marny, urzędniczy los. Zadowolona wyszła przed budynek i udała się w kierunku swojego mieszkania. Nagle usłyszała znajome wołanie.
-Iza! Poczekaj chwilę!
Odwróciła się, by sprawdzić, kto ją woła. Jej oczom ukazała się szczupła, niska kobieta o charakterystycznych rudych włosach.
-Natka! – z jakiegoś bliżej nieznanego blondynce powodu kobieta reagowała tylko na zdrobnienie swojego imienia
-Dawno się nie widziałyśmy, co u ciebie? Pewnie planujecie ślub z Michałem, jesteście najsłodszą parą, jaką znam! – wypowiedziała z prędkością światła nie łapiąc nawet oddechu między kolejnymi wyrazami
Cała Natalia. Zwariowana, rudowłosa kobieta, dla której wszystko było słodkie. Lubiła ją, jednak spędzanie dłuższej ilości czasu w jej towarzystwie prowadziło do obłędu.
-Nie planujemy ślubu. – powiedziała pewna siebie. W kącikach jej oczu nie pojawiły się łzy, w gardle nie urosła nagle żadna gula. – To już nieaktualne – dodała
-Tak mi przykro! Co się stało? – spytała z nieukrywaną troską
-Nie chcę o tym rozmawiać. To zamknięty temat, jak już mówiłam.
-Poważnie? Słyszałam, że Michał wraca do Polski. Podobno tylko z twojego powodu. Myślałam, że wyjechał zarobić na ślub.
Poczuła, że przezywa ją dziwny, nieprzyjemny dreszcz emocji. Słowa, które przed chwilą wypowiedziała kobieta nie dawały jej spokoju, przyprawiając blondynkę o zawroty głowy. Zrobiło jej się słabo. Nie chciała żeby wracał, nie teraz, kiedy była naprawdę szczęśliwa, nie po tym co jej zrobił. Był dla niej nikim, zerem. Chciała, żeby obok znalazł się Matt. Jej książę na białym koniu, szofer, przyjaciel, miłość. Na tę myśl ocknęła się z dziwnego transu, w który wpadła parę sekund temu. Kim dla niej był?
-Huh, przepraszam. Nic o tym nie słyszałam, zaskoczyłaś mnie. – wypowiedziała oszołomiona
-Widocznie chce zrobić ci niespodziankę, wrócicie do siebie?
-Nie, to niemożliwe – odparła zdecydowanie – Muszę już iść, śpieszę się. Zadzwonię do ciebie, to pogadamy.
-Pewnie, mamy dużo do nadrobienia – uśmiechnęła się
Blondynka odwróciła się i energicznym krokiem ruszyła przed siebie. Myśli kłębiły się w jej głowie. „Michał wraca” przeplatało się z wspomnieniem Matta, jako jej księcia na białym koniu. To idiotyczne! – wykrzyczała w myślach
Dotarła do domu. Przygotowała szybki obiad, po czym rozsiadła się na kanapie i włączyła telewizję. Jak zwykle nie znalazła nic ciekawego. Zresztą nie potrafiła teraz zachowywać się jakby nic się nie stało. Wracał. Po co? Naprawdę jest na tyle głupi, by myśleć, że dostanie drugą szansę? A może chce wrócić i zachowywać się jakby nic się nie stało? Tak, to byłoby w jego stylu. Dziwiła się, że wcześniej nie dostrzegła jego wad. Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Po otwarciu zauważyła dobrze znaną postać.
- Przepraszam, że byłem niemiły rano. – zaczął
-Nic się nie stało.
-Jesteś gotowa? – przyjrzał się jej uważnie – Coś się stało?
- Nie – wysiliła się na delikatny uśmiech –Możemy jechać
Droga upłynęła im dosyć szybko. Blondynka starała się zapomnieć o przekazanej jej dzisiaj informacji skupiając się na rozmowie.  Widziała jednak, że mężczyzna nie uwierzył w jej słowa. Zaparkował na jednym z wolnych miejsc i wysiedli z auta. Niedługo potem siedziała już na trybunach i przyglądała się treningowi. Wszyscy pracowali naprawdę ciężko, imponowało jej to.  Oczywiście nie obyło się bez żartów. W zespole panowała dobra atmosfera.
Po treningu została jeszcze pół godziny, które poświęciła na luźną rozmowę z chłopakami. Gdy omówili już wszystkie ważne sprawy po raz kolejny tego dnia wsiadła do samochodu Matta i ruszyli w drogę powrotną. Rozmawiali cały czas, często żartowali, ale dało wyczuć się swego rodzaju napięcie miedzy nimi. Ona coś ukrywała, a on martwił się o nią.
Dotarli na miejsce. Wysiadł razem z dziewczyną i odprowadził ją pod drzwi prowadzące do klatki. Przystanęli i przez chwilę milczeli, po czym odezwał się:

-Wiem, że coś jest nie tak, ale nie musisz mi o tym mówić. Powiesz, kiedy będziesz na to gotowa, ale pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie - pocałował ją w czubek głowy lekko ujmując dłońmi jej policzki. Przez chwilę patrzył w jej pełnie zdziwienia oczy, a potem odszedł. Widziała jednak, że czeka aż wejdzie do bloku, aż będzie miał pewność, że jest bezpieczna. Inaczej nie odjedzie.

                                                             ~♥~
Miłego czytania! Przepraszam za opóźnienia, ale szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła.
                                                                                                                                 Dżul.

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział piąty.

-Co Ty tu robisz? – spytała oszołomiona widokiem jasnowłosego środkowego o nieziemskim zasięgu
-Mogę u Ciebie przenocować? – odpowiedział pytaniem na pytanie
-Co się stało? – zmartwiła się
-Nie zadawaj pytań, proszę. Chciałbym tylko pobyć u Ciebie przez jedną noc – złożył błaganie ręce
-O ile za pięć minut moich drzwi nie wyważy mafia to możesz wejść – na jej twarzy pojawiła się pełna powątpiewania mina
-Ja jestem tylko Cichym Pitem – uśmiechnął się niczym mały chłopiec chcący wyłudzić lizaka od swoich strudzonych życiem, ale nadal bardzo kochających go rodziców
-Wcale nie takim cichym – puściła mu oczko, po czym zaśmiała się serdecznie – Miałam nie zadawać pytań, ale napijesz się czegoś? Jesteś głodny?
-Gdybyś mogła to nalej mi trochę wody. Mogę spać na kanapie?
-Oczywiście – zachichotała
-Co cię tak śmieszy? – uniósł brwi wyraźnie zainteresowany
-Nic, nieważne – uśmiechnęła się promieniście – Cóż, nareszcie mam się, do kogo odezwać.
- Nie rozmawiasz z koleżankami?
-Widzisz tu jakieś?
-Wybacz, nie zrozumiałem,o czym mówisz – zaśmiał się – Chociaż mogę robić za miłą i sympatyczną Patrycję – pomachał głową i poruszył rękami udając głupiutką blondynkę
-Taką przyjaciółką nie pogardzę.
-Toż to byłby grzech! – roześmiał się niezwykle serdecznie.
Niewątpliwie coś go trapiło, gdy tu przyszedł, jednakże rozmowa z blondynką rozwiała wszelkie smutki. Zdawało się, że luźna rozmowa z nią bardzo mu pomogła. Czas leciał nieubłaganie. Nim się spostrzegli minęło parę godzin. Blondyna widziała, że jej towarzysz czuje się dużo lepiej. Była zadowolona wiedząc, że choć w taki sposób mu pomogła.
                                                                          ***
Obudziła się i skierowała swe kroki do kuchni. Postanowiła przygotować śniadanie dla siebie i nowego współlokatora. Nim zdążyła coś przygotować kuchni był już jej dwumetrowy znajomy.
-Dziękuję, że mogłem tu przenocować – zaczął rozmowę
-Nie ma, za co, zawsze możesz na mnie liczyć.
W tym momencie nałożyła im jajecznicę na talerze. Zaczęli konsumować w ciszy. Wpatrywała się w zmartwioną twarz młodego mężczyzny z przejęciem. Martwiła się o niego.
-Mieszkasz sama z wyboru?
-Raczej przymusu. Moja przyjaciółka, z którą tu mieszkałam wyjechała na roczne stypendium do Francji. Na szczęście wraca za tydzień.
Pokiwał głową z uznaniem, lecz nic nie odpowiedział. Zauważyła, że nadal coś go martwi.
-Będziesz dzisiaj na treningu? – spytał, jakby chciał odciągnąć myśli od dręczącego go tematu
-Postaram się wpaść, 15, tak? – chciała się upewnić
-Tak, myślałem, że przyjdziesz na ten poranny – stwierdził lekko zdziwiony
-Nie mogę, muszę załatwić parę spraw na mieście.
-Jakich? – oderwał wzrok od talerza i wyraźnie zaciekawiony spojrzał na blondynkę
-Niedawno się obroniłam, więc teraz muszę załatwić wszystkie papierkowe sprawy – lekceważąco machnęła ręką
-Gratuluję, czemu nic nie mówiłaś?
-Jakoś tak wyszło. – skwitowała – Porozmawiajmy lepiej o tobie. Miałam nie zadawać pytań, ale kiedy widzę zmartwienie na twojej twarzy, nie mogę nie zapytać, co się stało. Cóż, nie codziennie przychodzisz do mnie i prosisz o pomoc.
- Szkoda gadać. – tym razem to on machnął ręką – Ech… - westchnął  - Zalali mi mieszkanie, straty są kolosalne i na dobrą sprawę nie mam gdzie mieszkać, a na domiar złego pokłóciłem się z Olą.
-Faktycznie nieciekawie, ale wszystko da się jakoś naprawić. Dopóki nie wyremontujesz mieszkania możesz mieszkać tutaj, a z Olą na pewno się pogodzicie – mówiła łagodnie
-Pomieszkam trochę u Grześka, nie chcę robić kłopotów.
-To żaden problem – uśmiechnęła się pokrzepiająco
-Dziękuję za wszystko.
Przez parę minut delektowali się błogą ciszą. Pogoda za oknem dodawała optymizmu i chociaż pełni energii mieli ochotę jedynie na długi spacer, podczas którego leniwie przechadzaliby się ulicami Rzeszowa.
-Muszę już iść – stwierdził –Jeszcze raz dzięki za wszystko. Do zobaczenia na treningu- pożegnał się, po czym otwierając drzwi natknął się na Matta mającego właśnie zamiar zawitać do blondynki. Zdziwienie na jego twarzy było wręcz komiczne, dlatego dziewczyna ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Jednak po chwili została sama z przyjmującym.
-Muszę cię rozczarować, ale będę dopiero na popołudniowym treningu – powiedziała
-Dlaczego? – spytał wyraźnie zainteresowany
-Muszę załatwić parę spraw na uczelni.
-Co Piotrek u ciebie robił? – zadał pytanie zupełnie pomijając rozpoczęty temat
-Spał. Zalali mu mieszkanie i nie ma gdzie się podziać.
-Brakuje mu kolegów? – prychnął
-Sympatyczna koleżanka też się nada – uśmiechnęła się – Nie bądź zazdrosny!
-Nie jestem!
-Akurat – puściła mu oczko
-Muszę iść na trening – zmienił temat
-Uciekasz. – stwierdziła
-Nie chcę się kłócić. Będę przed piętnastą. – wypowiedział i wyszedł z mieszkania blondynki

Dziewczyna westchnęła cicho. Wiedziała, że sama zachowuje się podobnie, ale ile można udawać, że nic ich nie łączy? Miała już tego dosyć. Zdaje się, że obydwoje wpadli po uszy. Pulchniutki Amor znów użył swoich strzał.
                                                              ~♥~
Mamy piąteczkę. Jak ten czas szybko leci, dopiero co dodawałam prolog ;)
Dżul