-Przecież miałeś… - ze zdumieniem wpatrywała się w mężczyznę
-Nie cieszysz się, że przyjechałem?
Nie odpowiadała na jego pytanie przez dłuższą chwilę, więc
kontynuował:
-Odwołali mój lot.
-Przykro mi. To straszne nie móc spotkać się z rodziną na
święta. – posmutniała. Czuła, że
naprawdę mu współczuje
Uśmiechnął się blado.
-Twoja mina była bezcenna, chociażby dla niej było warto tu
przyjechać – zaśmiał się radykalnie zmieniając temat
-Żart ci się wyostrzył, widzę. – skwitowała – Skąd wiesz,
gdzie mieszkam? –dodała po chwili
-Mam swoje sposoby. Trochę uroku osobistego, trochę
znajomości i wszystkiego można się dowiedzieć.
-Czyżby twoim źródłem informacji była pewna kobieta o
imieniu Antonina? –spytała prawniczym tonem
-Antonyna – powtórzył – Ciężkie do wymówienia imię –
wymigiwał się od odpowiedzi
-Wiedziałam – uśmiechnęła się pod nosem
-Nie wątpię, jesteś inteligentną dziewczyną – drażnił się z
nią
Popatrzyła na niego i wybuchła śmiechem. Czuła się wyjątkowo
dobrze w jego towarzystwie. Niewątpliwie tak dwójka miała się ku sobie. Zdawało
się, że tylko sami zainteresowani próbują odwlec moment, w którym przyznają się
do tego. Zupełnie, jak para zakochanych nastolatków niemających doświadczenia w
sprawach sercowych. Mogłaby spędzić z nim każdą sekundę swojego życia. Czy tego
właśnie chciała? Czy tego właśnie chcieli?
Zapadła chwila ciszy. Milczeli wpatrzeni w siebie. Nie
krępowali się, nie peszyło ich to. Powoli, te chwile stawały się codziennością,
rutyną. Potrzebowali czasem odpocząć, wyciszyć się. Nagle wstał z krzesła i
przybliżył się do dziewczyny. Chwilę potem odległość między nimi zmniejszyła
się do paru centymetrów. Niemal czuli swoje oddechy na skórze. Zobaczyła, jak
na jego twarzy maluje się lekki, zadziorny uśmiech zadowolenia. Nie mogąc
wytrzymać błękitnego, przenikliwego spojrzenia mężczyzny skierowała swój wzrok
na podłogę. Poczuła, że pod jej policzkami ktoś rozpalił ogień. Może nawet
znalazł się szaleniec, który zrobił to w sercu… Złapał jej podbródek i
delikatnie uniósł twarz blondynki ku górze. Przyglądali się sobie w zupełnej
ciszy. Szczęśliwi, może tylko lekko zawstydzeni nową sytuacją. Wyraźnie czuła
zapach jego perfum, w wyniku, czego już nie pierwszy raz traciła zmysły. A może
to wina jego niezwykle bliskiej obecności? Przeszywającej głębi błękitu w jego
oczach? Uśmiechu, w którym była zakochana? Który sprawiał, że jej nogi robiły
się jak z waty? Uczucia bezpieczeństwa towarzyszącego jej zawsze, gdy
znajdowała się w jego towarzystwie? Zobaczyła, jak pochyla swoją twarz. Poczuła
jego ciepły oddech na swojej skórze, a zaraz potem delikatny pocałunek, który
złożył na czubku jej głowy. Zaśmiał się widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny.
Odszedł kawałek, po czym krzyknął wesoło:
-Jemioła!
-Słucham?
-Popatrz w górę. – wskazał palcem sufit
Faktycznie, nad miejscem, gdzie przed chwilą stali widniała
roślina, z którą związana była jedna z świątecznych tradycji.
-Jesteś niesamowity, wiesz? – zaśmiała się
-O, tego jeszcze od ciebie nie słyszałem! – wtórował jej
-Musisz wyjaśnić mi jeszcze jedną rzecz.
-Służę pomocą – ukłonił się niczym paź przed swą królową –Jeżeli
chcesz zapytać, o cokolwiek, co miało związek z moim przyjazdem tutaj, to
wiedz, że odpowiedzią jest Toska – dodał z trudem wymawiając imię przyjaciółki
-Chyba muszę z nią poważnie porozmawiać.
-Też myślę, że wypadałoby podziękować – wyraźnie uniósł kąciki ust ku górze
-Pewność siebie bywa zgubna, wiesz? – powiedziała ,po czym
wyszła z pokoju gestem zachęcając, by mężczyzna poszedł za nią
Ledwie znaleźli się w kuchni, a już usłyszeli głos
gospodyni.
-Zapomniałam powiedzieć, że masz gościa – puściła oczko w
kierunku dwumetrowego towarzysza swojej córki
-Za długo cię znam, by w to uwierzyć, mamo. Swoją drogą, całkiem
nieźle to uknuliście.
-Gdyby przyjechał do mnie, to bym nie narzekała – zaśmiała się
serdecznie – Niestety do mnie już tacy nie przychodzą.
-Tata ci nie wystarcza? – wtórowała jej
-Komu nie wystarczam? – usłyszała dobrze znany jej głos, po
czym pobiegła, by wtulić się w ramiona swojego ukochanego taty
-Nareszcie mogę zobaczyć moją córkę! Witaj w domu kochanie –
posłał jej ciepłe, ojcowskie spojrzenie – Widzę, że nie jesteś sama –
podejrzliwie przypatrzył się gościowi
-To jest Matthew, mój kolega – wytłumaczyła, gdy mężczyźni
podali sobie dłonie
-Tak to się teraz nazywa? – zaśmiał się – Popatrz, Asiu, jak
się czasy zmieniają.
-My naprawdę … - nie dokończyła, gdyż przerwał jej
-Nie tłumacz się, nie tłumacz. Tylko powiedźcie, kiedy mam zacząć
zbierać pieniądze na ślub i wesele.
Popatrzyła, na Matta, lecz nie uzyskała wsparcia w jego
osobie, bo ten stał wyraźnie rozbawiony całą sytuacją. Była pewna, że ostatkami
sił powstrzymuje się, by nie potwierdzić ich zaręczyn albo nie powiedzieć
czegoś równie głupiego, co utwierdziło by rodziców w przekonaniu, że są razem.
-Pamiętam, jak Iza ciągle oglądała mecze siatkówki i mówiła,
że bardzo lubi tego Andersona, a tu proszę! Życie bywa przewrotne – wtrąciła się
jej rodzicielka
Nie wytrzymał. Śmiech mężczyzny rozniósł się po całym domu,
wprawiając innych w równie wesołe nastroje. Zginał się w pasie, a jego twarz
przybrała czerwony odcień.
-Już się tak nie ciesz, że cię lubię – próbowała uspokoić
mężczyznę
-Przecież ja to doskonale wiem – puścił jej oczko
Pokręciła tylko głową i zwróciła się do matki:
-Jestem gotowa do pomocy, tylko powiedz mi co mam robić.
-Teraz musisz zajmować się swoim gościem, ja sobie poradzę.
Pokaż mu miasto. Założę się, że nigdy wcześniej nie był we Wrocławiu.
-Niestety nie, a miasto wydaje się być niezwykle piękne – wtrącił
zaraz po słowach kobiety
Parę minut później przechadzali się zaśnieżonymi,
wrocławskimi ulicami podziwiając zabytki i podśmiewając się z wiecznie
goniących za czymś ludzi. Dotarli na most, gdzie tysiące zakochanych par
zawiesza kłódki na znak swojej wiecznej miłości.
-Często przychodziłam tu z koleżankami – zaczęła
-A nie z kolegami? – przerwał jej
Posłała mu pełne powątpiewania spojrzenie jednocześnie
uśmiechając się lekko, po czym kontynuowała:
-Marzyłyśmy, że kiedyś przyjdziemy tu z mężczyzną, z którym
będziemy chciały spędzić resztę życia i zawiesimy swoją, własną kłódkę.
Nic nie odpowiedział. Myślał tylko nad czymś, uparcie
wpatrując się w nieruchomy punkt przed nim. Popatrzyła na niego i mimowolnie zaczęła
zastanawiać się, czy on jest tym mężczyzną, z którym chciałaby zawiesić tutaj
ich własną kłódkę przyrzekając jednocześnie, że miłość, jaką się darzą będzie
trwała na wieki…
No, no kawał dobrej roboty xD Świetne jak zwykle
OdpowiedzUsuń