piątek, 14 lutego 2014

Rozdział ósmy.

Nim się spostrzegła minęło parę miesięcy. Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Uwielbiała ten czas w roku. Zawsze niecierpliwie czekała na tych parę grudniowych dni. Choinki w sklepach, ozdoby do kupienia, wszystko zwiastowało nadejście świąt, nawet pogoda. Biały puch pokrywał rzeszowskie ulice tworząc niezwykłą atmosferę. Jak, co roku planowała wyjechać do rodzinnego miasta, by tam spotkać się ze swoją rodziną. Tęskniła za rodzicami i młodszym bratem. Nie mogła doczekać się momentu, gdy ich znów zobaczy. Tośka też wyjeżdżała, lecz na dłużej. Jej mama  żartując zagroziła nawet, że jeżeli nie pojawi się w domu to wydziedziczy ją. Pewne było, że nie zobaczą się przez jakiś czas. Mimo wszystko cieszyła się, bo wiedziała, że muszą spędzić trochę czasu z bliskimi. Właśnie skończyła pakowanie, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
-Good morning – uśmiechnął się zadziornie – Masz ochotę na spacer?
-Tylko się przebiorę i możemy iść.
Szybko pobiegła do swojego pokoju. Lubiła ich wspólne wyjścia. Nigdy nie protestowała, gdy przychodził po nią i proponował jej spacer. Szczególnie teraz, zimą. To zdecydowanie ulubiona pora roku dziewczyny. Zawsze zachwyca się krajobrazem końcowych i początkowych miesięcy roku.
-Możemy iść – powiedziała jakiś czas później
Godzinami przechadzali się rzeszowskimi ulicami, rozmawiając o wszystkich ważnych dla nich sprawach. Dużo opowiadali o swoich bliskich.
-Tęsknisz za nimi?  - spytała
-Jak każdy inny za swoją rodziną.
-Żałowałeś kiedyś, ze poświniłaś się karierze sportowej?
-Wiele razy. Teraz wiem, to moja droga życiowa, dobrze wybrałem. Chyba dorosłem.
-Musiałeś zrobić to bardzo wcześnie. – skwitowała
-Nie było tak źle, jak się wydaje. – posłał jej pokrzepiający uśmiech
-Wyjeżdżasz na święta do Stanów?
-Mam takie plany. Chodź, napijemy się czegoś gorącego – ruchem głowy wskazał na małą kawiarnię, którą akurat mijali
Zgodziła się bez wahania. Zimno przeszywało całe jej ciało. Nie była pewna, czy nie odmroziła nóg. Kawiarenka okazała się być prawdziwą ostoją. Przytulne wnętrze utrzymane w odcieniach beżu zdawało się jeszcze bardziej ogrzewać. Usiedli przy jednym ze stolików. Przez chwilę obserwowała ludzi przechodzących za oknem. Nagle zdała sobie sprawę, że mężczyzna przygląda się jej.
-Coś się stało? – spytała lekko oszołomiona
-Nie – uśmiechnął się – Ładnie wyglądasz, gdy jesteś zamyślona.
Lekki rumienieć pojawił się na jej policzkach. Zakryła twarz włosami, lecz za chwilę odkryła ją musząc złożyć zamówienie.
Siedzieli rozmawiając i popijając gorącą czekoladę. Nim się spostrzegli minęła kolejna godzina. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Wiedzieli, że mogą rozmawiać praktycznie o wszystkim. Zdecydowanie nie byli sobie obojętni.
-Dziękuję za mile spędzony czas, ale muszę już iść. Dokończę pakowanie i jutro rano wyjeżdżam.
-Odprowadzę cię. – odpowiedział
Zapłacił za gorące napoje i wyszli z kawiarni. Niedługo potem znaleźli się pod blokiem dziewczyny.
-Wesołych świąt – uśmiechnęła się promieniście
-Nawzajem – przytulił blondynkę
Była lekko zaskoczona jego zachowaniem, chociaż przyzwyczaiła się do bezpośredniości mężczyzny. Wypowiedziała jeszcze krótkie: „cześć” i zniknęła za drzwiami.
                                                               ***
Kilka godzin podróży dawało się we znaki. Kierując się w stronę rodzinnego domu wlokła za sobą małą walizkę, co nie było wcale takie proste, jak się wydaje. Biały puch pokrywający chodniki zdecydowanie utrudniał postawione przed blondynką zadanie. Wreszcie stanęła przed dobrze znanymi jej drzwiami. Wchodząc do ukochanego mieszkania poczuła zapach świątecznych potraw. Łapczywie czerpała kolejne hausty powietrza, delektując się niezwykłym aromatem. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ledwie, co weszła do domu, a już czuła wszech obecną atmosferę miłości. Właśnie za to kochała święta.
-Izunia! – usłyszała radosny krzyk rodzicielki
Była kobietą średniej budowy ciała i średniego wzrostu. To po niej Iza miała jasne włosy i przenikliwe brązowe oczy.
-Cześć mamo- uśmiechnęła się jednocześnie tonąc w uścisku
-Jesteś głodna? Chcesz się czegoś napić? Jak podróż? Udała się? Co u ciebie? Jesteś zdrowa? – zaczęła szereg pytań
-Wszystko w porządku, zaraz zabieram się do pomocy. Gdzie tata?
-Poszedł do sklepu. Ucieszy się, jak zobaczy swoją córeczkę. Nie mógł się doczekać. – zaśmiała się
-Też tęskniłam. - odpowiedziała
Skierowała się na górę, do swojego pokoju. Znała na pamięć każde skrzypnięcia schodów,  każdą rysę i ledwo widoczną plamę. Spędziła tu całe swoje życie. Przeżywała pierwszą miłość, pierwsze rozstanie. Wylała w tym domu litry łez i posłała miliony uśmiechów. Wspomnienia stawały się żywe, gdy kroczyła wśród dobrze znanych jej ścian. Otworzyła drzwi i chwilę potem przekroczyła prób swojego pokoju, prawdziwej ostoi. Złapała haust powietrza i przeciągnęła się. Ściany pokrywała żółta farba, a na drzwiach nadal wisiało mnóstwo plakatów, na których widnieli jej idole. Przez pierwszych parę chwil była tak zafascynowana, że nawet nie zauważyła tego, co niedługo potem wprawiło ją w osłupienie.
-Co Ty tutaj robisz? – spytała oszołomiona, gdy udało jej się wydobyć, chociaż słowo
-Mnie też miło cię widzieć tego grudniowego dnia.
-Pytam poważnie.
-Tak też odpowiadam.
Siedział na JEJ krześle, w JEJ pokoju.
Dlaczego mimo to nadal myślała tylko o uśmiechu, którym ją teraz obdarzał?
Uśmiechu, w którym była zakochana.
Jak w nim.
A teraz zupełnie nie wiedziała, co się dzieje.



1 komentarz: